piątek, 30 marca 2012

Minimalizm vs. ekorodzicielstwo


Ach zrobiłoby się te wiosenne porządki, powyrzucałoby się połowę dobytku i tak niepotrzebnego, zrobiłoby się trochę miejsca, wolnej przestrzeni. Minimalizm jest mi bliski, nie chcę mieć za dużo rzeczy i nie tylko dlatego, że nie mam na nie miejsca. Nie lubię rzeczy, które zalegają w szafkach nieużywane, wolę mieć niewiele, ale takich, które są naprawdę potrzebne. Śmiem twierdzić, że nie jestem do końca kobietą, bo nie za bardzo przepadam za zakupami i nie mam potrzeby mieć napchanej szafy, choć często „nie mam się w co ubrać”. Cenię jakość, a nie ilość.
Skrajni minimaliści ograniczają liczbę posiadanych rzeczy do 100, ale nie chodzi tylko o rzeczy, chodzi również o przyzwyczajenia, codzienne działania, a nawet wystrój wnętrza i spożywane posiłki. To też podejście do świata, przyrody i dóbr materialnych. Minimaliści ograniczają się w gromadzeniu rzeczy, wyznają zasadę OITO (one in, two out). W tej kwestii czuję się ostatnio minimalistką, na przykład dawno nie kupiłam sobie nic do ubrania, nie miałam potrzeby. Teraz potrzeba się pojawiła, nawet kilka i postanowiłam dogłębnie przemyśleć sprawę, żeby nie kupić bubla. Chcę mieć coś naprawdę fajnego i wygodnego. Niestety, moje minimalistyczne zapędy są często gwałcone przez moją mamę – zakupoholiczkę, która co chwila przynosi mi nowe ciuchy. Kiedyś przyjmowałam, niektóre były naprawdę fajne, inne lądowały na dnie szuflady, ale ostatnio odmawiam – nie mam już miejsca.
W życiu codziennym też raczej staram się być minimalistką – cieszę się z tego co mam, nie dążę do nieosiągalnego, nie interesuje mnie „wyścig szczurów”. Pracuję nad jakością dni powszednich i czerpię z nich radość. Staram się nie zaprzątać sobie głowy głupotami, nie oglądam telewizji (czasem tylko czytuję ploteczki w necie, ale tylko czasami:), w wolnych chwilach oddaję się pasjom. Co dziwne, dopóki nie zwolniłam tempa właściwie nie mogłam powiedzieć, że mam jakieś pasje, coś mnie tam interesowało, ale nigdy nie za głęboko. Teraz powoli wgryzam się w tematy, które są dla mnie ważne.
I pewnie żyłabym swój żywot uporządkowany i minimalistyczny, ale jedna mała istotka trochę mi w tym przeszkadza. Nie można sobie już tak dokładnie zaplanować codzienności, nie jestem bowiem zwolenniczką sztywnego planu dnia, to Panna Lulu decyduje kiedy chce spać, kiedy jeść, a kiedy pakować sobie wszystkie dostępne zabawki do pyszczka. Nie ma już tyle czasu na pasje, choć przecież Panna Lulu jest niewątpliwie jedną z nich.
Chętnie bym coś powyrzucała, pozbyła się niepotrzebnych ubrań i sprzętów… ale, przecież to może się jeszcze kiedyś przydać, a poco kupować nowe? Przecież te ciuchy można będzie przerobić kiedyś na zabawki, albo sukienki dla lalek (ja w dzieciństwie uwielbiałam szyć ubranka dla lalek). Z tych pudeł kartonowych będzie przecież kiedyś piękny domek, albo samochód, albo robot, będzie można je pomalować, powycinać, powyklejać. Słoiki przydadzą się na przeciery, na zupki i przetwory. Zabawek jest coraz więcej (choć sami kupujemy mało – wiadomo prezenty). 
I zarasta człowiek rzeczami, nawet człowiek chcący wyznawać zasadę minimalizmu. 

4 komentarze:

  1. Jak dobrze, że jest coraz więcej tak myślących ludzi. Społeczeństwo chyba zmęczyło się "wyścigiem szczórów" i tym podobnymi sprawami, całym tym rozbuchanym zyciem... Ja też postawiłam na liberalny minimalizm - nie 100 rzeczy ale właśnie OITO :) I dobrze mi z tym... coraz lepiej... Pozbyłam się durnostójek, zbieraczy kurzu.... kupuje to, co funkcjonalne a zarazem ładne - takie 2 w jednym... no i nie lubie rzeczy np. w kuchni służących tylko do jednego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi sie to, co piszesz. Poruszasz wazne tematy.
    Minimalizm to jedna strona medalu, ale rzeczywiscie, jak piszesz, nie mozna sie bezmyslnie pozbyc wszystkiego ze swego otoczenia...

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć MegiBu,
    Zacytowałam w artykule na temat eko minimalizmu część twojego posta na ten temat. Chciałabym móc ci przesłać całość tekstu do autoryzacji. Proszę zatem o kontakt: beata.palac@eurostudent.pl.
    Z góry dziękuję i pozdrawiam
    Beata

    OdpowiedzUsuń