środa, 13 marca 2013

Magia dwunastego tygodnia

Jest takie dwanaście tygodni w życiu kobiety, które nie zawsze usłane są różami. Z jednej strony radość i głowa pełna wyobrażeń - jak to będzie, z drugiej totalny brak energii, ograniczone możliwości spożywania ulubionych potraw, huśtawki różnorodne.
Pierwszy tydzień - spoko - jak co miesiąc, tu nie ma żadnych wątpliwości, czekanie. Drugi i ewentualnie trzeci tydzień (w zależności od predyspozycji indywidualnych) - rozkosz, miłosć, ach i och... Potem tydzień albo dwa czekania - udało się czy nie? mogę się napić lampkę wina, czy nie? co tu zrobić, żeby się nie nakręcać? kiedy wreszcie można zrobić ten test?
Z Panną Lulu mieliśmy komfort - udało się za pierwszym razem. Co więcej obserwując swoje ciało byłam przekonana, że się udało, zanim jeszcze dało się to sprawdzić. Tym razem dopiero za trzecim razem, ale oczywiście byłam pewna, że tak, jak najbardziej. W pierwszym miesiącu miałam nawet mdłości (trochę za wcześnie, ale wszystko przecież można sobie  wmówić), test wyszedł negatywny, ale wytłumaczyłam sobie, że to na pewno za wcześnie. Za drugim nie miałam objawów, więc stwierdziłam, że to napewno to, bo poprzednio miałam i nic. Za trzecim odpuściłam i... wreszcie. Chcieliśmy dziecko lipcowe (Maciek jest z lipca), a będzie drugie wrześniowe, a i ja z września.
Kolejne tygodnie minęły pod znakiem senności i mdłości, a jeszcze trzeba było za panienką biegać... oj ciężko było. Wyczytałam, że w ósmym tygodniu mdłości się nasilają - pomyślałam, że już bardziej nie mogą... myliłam się. Z Panną Lulu było jakoś lepiej, łagodniej, łatwiej. Tym razem zaczęly mnie męczyć wymioty, bardzo nieprzyjemne to jest, ale po nich przynajmniej na jakiś czas mijały mdłości. Wystarczyło, żeby mi coś źle zapachniało, a pachniały mi źle na przykład zupki Panny Lulu (własnej roboty, ekologiczne). Kończyłam karmić i biegłam do toalety.
W dodatku ten leń pierwszotrymestralny... niewyobrażalny. Tłumaczę się tu trochę z tego, że kulało prowadzenie bloga. Mogłam tylko czytać książki, albo wodzić nieprzytomnym wzrokiem za panienką, żeby sobie krzywdy nie zrobiła. Zabaw kreatywnych przez te tygodnie ze mną raczej nie zaliczyła wielu.
Dwa lata temu w dwunastym tygodniu wszystkie dolegliwości minęły jak ręką odjąć, dostałam zastrzyk energii, mdłości minęły. Teraz jest mniej "magicznie" energia wraca powoli (mam teorię, że to przez pogodę), mdłości na szczęście minęły, przerodziły się w napady głodu.
Wczoraj byliśmy na pierwszym USG i chyba dopiero wczoraj do mnie dotarło istnienie tego drugiego maleństwa, do tej pory byłam po prostu w ciąży.

5 komentarzy: