piątek, 22 sierpnia 2014

Piosenka jest dobra na wszystko

Piosenka łagodzi obyczaje Panny Lulu. Nudno - "zaśpiewaj mi", smutno - "zaśpiewaj mi". Czasem jest awantura bo śpiewam nie to co by panna chciała, a panienka nie zawsze potrafi sprecyzować, ale na szczęście repertuar mam niewielki, więc da się ogarnąć. Odkopuję stare szlagiery z wczesnej młodości, w celu urozmaicenia. "Zaśpiewaj mi o herbacie" znaczy, że ma być Teksański Heya, który sobie z pewnym mozołem przypomniałam... przyjrzałam się ponownie tekstowi... dobrze, że panienka jeszcze nie filtruje pewnych informacji. Innych piosenek z pierwszej płyty Heya śpiewać dziecku chyba nie powinnam, a właśnie tamtą płytę znam chyba najlepiej. Próbowałam jeszcze z Kazikiem, ale wykrzyczany na bezdechu Baranek podczas dość szybkiej jazdy na rowerze mnie zniechęcił, poza tym... jak zacznie cytować...
Sama śpiewa równie ochoczo, wymyśla słowa, komponuje muzykę... bywa wesoło. Ostatnio pod wpływem znanej wszystkim piosnki Hej sokoły zaczęła wyśpiewywać "dajcie wina! dajcie wina!".
Na wszystko prawie dobra jest też huśtawka. Panna Lulu ostatnio buja się całe niemal dnie. Rok temu był szał na zjeżdżalnie, ale te się już znudziły, karuzele lubi, ale bez przesady, nadrabia kręconym fotelem, który eksploatuje do granic.
Już za miesiąc kończy trzy lata, a za tydzień idzie do przedszkola... stresy, stresy, stresy...

piątek, 15 sierpnia 2014

Piaskopływak

Z małym poślizgiem - bo wakacje i czas inaczej płynie i więcej do ogarniania, a my przecież nad morzem pięknym naszym polskim siedzimy.
Nad morzem naszym pięknym polskim piasek smaczniejszy niż nad włoskim, więc Stach pakuje do paszczy wszystko co w piachem oblepione i nauka, że fuj idzie sobie w las. W ogóle wszystko jest bardziej fascynujące i kamienie i patyki i samo morze, do którego chętnie by się wpakował sam i cały gdyby wyrodna matka w porę nie złapała.
A, zapomniałam wspomnieć, że Stach chodzi!!! Czasem metodą mieszaną - 2 lub 4 odnóża, ale czasem, coraz częściej, dumnie kroczy na dwóch, szeroko rozstawionych nóżkach. Zaczęło się od pięciu kroków, po trzydziestu trzech przestałam liczyć, z każdym dniem sprawniej.
I przedrzeźnia podobno, dziadek się skarży, że jak pali fajkę i dym wydmuchuje, to Stach też dmucha. Jest Stach miniasty jak pewnie każdy maluch - marszczy nos i czoło przez co doczekał się przezwiska "klingon".
Zaczął też mówić... pierwsze w pełni zrozumiale i rozumnie powiedziane to "nie"... to teraz z górki.