niedziela, 15 lutego 2015

Reklama indyjskiego producenta samochodów

Najpierw myślałam, że chodzi o samochód Maćka, bo kiedy Stach wyglądał przez okno wołał "tata". Tłumaczyłam cierpliwie, że to samochód mamy, na nic. Okazało się, że to samochód jest "tata"... każdy. Nie wiem, czy to przez skojarzenie z ojcem, znanym miłośnikiem czterech kółek, czy wariacja na temat słowa "auto".


Udało mi się zrozumieć dwa kolejne słowa. Okazało się, że "kaka" dotyczy wszystkich ptaków, nie tylko kaczek. Z kolei "paka" to piłka. Jest jeszcze "mama" i "tata" - określające tym razem rodziców. Rozpoznawanie reszty słów jest w toku. Stach próbuje gadać i różne dziwne rzeczy mu wychodzą, raz bardziej naśladujące zrozumiały dla nas język, raz mniej.
Kończą się chyba niestety dobre czasy, kiedy Stach sypiał w dzień. Jeszcze czasem mu się zdarza, ale na krótko i to usypianie bez końca... Co przy mojej zwiększonej aktywności zawodowej (zwiększonej od zera, więc i tak w sumie niewielkiej), zaczyna stanowić pewien kłopot. Bez babć i dziadków się nie obejdzie. Za to w nocy budzi się już tylko raz - na pierś oczywiście (jeszcze karmię, a jakże).
Panna Lulu zaczyna Stacha akceptować, ba nawet czasem cieszy się na jego widok. Ostatnio było kilka manifestacji pozytywnych uczuć w przedszkolu. Wczoraj nawet trzymali się za ręce w samochodzie - wiadomo, Walentynki:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz