środa, 22 kwietnia 2015

Przypadki przedszkolne matki i córki

Nie lubiłam przedszkola. Czułam się tam zagubiona, samotna. Miałam potrzebę posiadania przyjaciółki od serca, a w przedszkolu nikogo takiego nie mogłam znaleźć.
Panna Lulu w opowieściach przedszkolnych rzadko wspomina o konkretnych dzieciach. Kiedyś bawiła się z Wiktorią i Nadią, teraz o nich cicho. Ostatnio jednak wspomniała o Ani, że to jej ulubiona koleżanka. Ania jest drobniejsza niż inne dzieci i od przedszkolanek słyszałam, że Panna Lulu Ani pomaga, na przykład w łazience odkręcić wodę. Może więc jest szansa na jakąś przyjaźń:) Cieszę się, że jest panienka taka opiekuńcza. Czasem w stosunku do Stacha też taka bywa.
Ostatnio nie lubi chodzić do przedszkola, marudzi przed wyjściem z domu. Miała co prawda przerwę spowodowaną chorobą, ale wcześniej tak nie nie było. Zaniepokoiłam się, bo był czas, że Panna Lulu padła ofiarą prześladowań ze strony kolegi z grupy. Nie podobało jej się to i nie traktowała tego jak zabawę (wiem, bo pytałam). Na szczęście konflikt szybko został zażegnany.
Na szczęście tym razem nie o to chodzi. Tym razem chodzi i ilość dzieci. Pokończyły się choróbska i teraz do przedszkola chodzi prawie cała grupa, a nie pół, jak do tej pory. I Pannie Lulu się to nie podoba. Za duży tłum, ja to rozumiem.
Zastanawiałam się dlaczego tak naprawdę nie udało mi się w tym przedszkolu zaprzyjaźnić, bo przecież jak się tam spędza tyle czasu, to się nie da nie znaleźć kogoś bliskiego. Okazało się, że ja chodziłam bardzo rzadko i na bardzo krótko... ot i odpowiedź. Mam nadzieję, że panienka nie będzie miała złych wspomnień z tego okresu.
 

wtorek, 14 kwietnia 2015

Probiotyki

Przegraliśmy niestety batalię o Stacha bezantybiotykowego. Nie udało się, był taki bidny i słaby, że się ugięłam... i dałam... i ozdrowiał. No trudno, czasem trzeba. Całą rodzinę dopadło, tylko ja się jakoś uchowałam, mądra ta natura, matka musi być na chodzie:) Panna Lulu obeszła się bez antybiotyków, silniejsza jest, starsza i pierwsze dziecko w dodatku. Za to chłopaki na ostrych lekach.
Przez to wszystko cieszę się, że jeszcze karmię, choć już mam dość, ale po pierwsze: podczas choroby syn nie chciał niczego innego, a po drugie mikroflorę sobie dzięki temu trochę odbuduje.
W ramach odbudowywania mikroflory syn nie próżnuje prócz piersi wsadza do gęby co popadnie, przyjął nawet dwie garście ziemi (róże przesadzałam, nie mogłam interweniować).


Na zdjęciu rozkoszny skok paszczą na poduszkę :) jeszcze przed choróbskiem.