środa, 4 listopada 2015

Panna Tidi i Stasinek

Stach trochę ruszył z mową (ale na oklaski jeszcze za wcześnie), zaczął już nazywać siostrę, z sobą ma jeszcze problemy. "Tidi" to jego wersja Panny Lulu (siostra z kolei określa go mianem Stasinek), ostatnio wymyślił też słówko "sici", co miało chyba znaczyć świeci, bo ciągał nas do okna i pokazywał księżyc. Czasem powtórzy coś po panience, co zabrzmi poważnie, ale w słowniku niestety nie zostaje. Nauka mowy w toku.
Przesilenie jesienne daje się we znaki, dzieci marudne i dużo śpią (co akurat byłoby fajne, gdybyśmy mogli korzystać, ale nam się też chce spać). Panie w przedszkolu narzekają, że Panna Lulu robi histerie z byle powodu. Z kolei panienka narzeka na przedszkole i nawet ostatnio w akcie desperacji zaczęłam szukać innego, ale mi powiedziała, że właściwie to je lubi, ale nie chce tam chodzić codziennie.
Wszystko przez to, że nam się odporność poprawiła i mało chorujemy. Był jeden katar (Stach cały czas z gilami do pasa biega, ale oprócz tego nic mu nie jest) i jedno zatrucie i nic więcej. Inne dzieci w panienki grupie też nie chorują i stąd też nielubienie przedszkola, bo się moja córka w dużych grupach nie czuje najlepiej. Ja też tak miałam, więc wiem jak jest, ale chyba za wcześnie na zmiany.
Na razie mam misję - przekonać Maćka do podstawówki, do której chcę wysłać dzieci (jest tam i przedszkole, więc sprawa mogłaby ruszyć już od przyszłego roku, albo nawet od teraz, jakby jednak panienka swoje przedszkole dalej bojkotowała).