tag:blogger.com,1999:blog-68440399471978371492024-03-13T12:53:43.082+01:00trochę eko, trochę egodietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.comBlogger216125tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-86755257438106168992019-04-23T10:00:00.000+02:002019-04-23T10:00:12.712+02:00Trochę mniej wastePod koniec roku mnie jakoś natchnęło i zrobiłam jedno postanowienie noworoczne, choć normalnie nie robię. Postanowiłam mniej śmiecić. Popatrzyłam dookoła, zrobiłam rachunek sumienia i wyszło, że śmieci produkujemy za dużo. Oczywiście segregujemy, ale to nie wystarczy.<br />
<br />
Zaczęłam od gąbek i ściereczek. Tych do zmywania. Bo okazało się że raz w tygodniu wyrzucam gąbkę, a ścierki gąbczaste piorę i odkładam na bok, bo po praniu tracą kolor. Zakupiłam takie coś silikonowe, co można myć w zmywarce i teoretycznie jest wieczne (na zdjęciu). Standard mycia -5, ale czego się nie robi dla środowiska. Jakoś sobie radzę. A ściereczki wykorzystuję te sprane... trudno... szukam w kolorze szarym... może ktoś widział?<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-URgG1sd4z-Y/XL4DMNa_G8I/AAAAAAAABhQ/jlKm-iHJYsImezImZfZz7caXPCijZeEFgCLcBGAs/s1600/troch%25C4%2599%2Beko%252C%2Btroch%25C4%2599%2Bego%2B%25286%2529.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="789" data-original-width="940" height="268" src="https://4.bp.blogspot.com/-URgG1sd4z-Y/XL4DMNa_G8I/AAAAAAAABhQ/jlKm-iHJYsImezImZfZz7caXPCijZeEFgCLcBGAs/s320/troch%25C4%2599%2Beko%252C%2Btroch%25C4%2599%2Bego%2B%25286%2529.png" width="320" /></a></div>
<br />
No ale na gąbkach filozofia zmniejszenia ilości odpadów się nie kończy. Największym problemem są zakupy. Trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby ograniczyć liczbę opakowań, jednorazowych torebek i papierów.<br />
<br />
<u>Przede wszystkim:</u><br />
- nie kupuj rzeczy niepotrzebnych, które zaraz i tak wylądują w koszu (tak kochana mamusiu, to się tyczy również Ciebie),<br />
- nie kupuj rzeczy zapakowanych w tysiące torebek, kartoników itp,<br />
- bierz do sklepu własne torby na zakupy (również do markowych butików - bądź trendsetterem),<br />
- owoce i warzywa też pakuj we własne torebki (nawet w hipermarkecie, nawet na rynkach - trzeba mieć refleks, żeby sprzedawca nie wyciągnął foliówki, ale da się),<br />
- jak już musi być opakowane (niewiele jest w Polsce sklepów, w których wszystko jest na wagę), to chociaż niech to będą odpady segregowalne,<br />
- odpady organiczne kompostuj (albo segreguj bio odpady),<br />
- nie wyrzucaj zepsutych sprzętów, tylko je naprawiaj,<br />
- kupuj rzeczy używane - są dużo tańsze, a często nie odbiegają jakością od nowych,<br />
- nie używaj rzeczy jednorazowych,<br />
- kupuj produkty w większych opakowaniach (np chemię gospodarczą),<br />
- ucz dzieci żeby nie produkowały śmieci (to mi chyba wychodzi najgorzej).<br />
<br />
Pewnie można więcej, ale dajcie mi czas... właśnie się rozkręcam :)dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-169265753995321442019-04-09T10:00:00.000+02:002019-04-09T10:00:04.179+02:00Perspektywy zawodowe matki trójki dzieciTo od początku. Jak zaszłam w ciążę z Panną Lulu dość szybko poszłam na zwolnienie. Było błogo. Bycie matką stało się moim hobby, czytałam, pisałam... Potem pojawiła się Panienka i dalej czytałam, pisałam, chłonęłam wszystkimi zmysłami bycie matką.<br />
<br />
I bardzo szybko poszłam do pracy. Ale tak na chwilkę, na próbę... zamiast etatowym pracownikiem marketingu zostałam nauczycielką. Chciałam zobaczyć jak to jest, a właśnie nadarzyła się okazja.<br />
<br />
Z Panną Lulu zostawał wtedy mój tata i na początku miał problem bo dziecko nie chciało nic jeść (nie miał wszak dziadek piersi odpowiedniej) i wyło. Pracowałam tylko 4 godziny w tygodniu, ale w pewnym momencie okazało się, że i tak jest ciężko. Lekcje trzeba przygotować, a panienka nie chce spać. Kiedyś wyobrażałam sobie, że bycie nauczycielem jest takie super... dobrze, że sprawdziłam. Po pół roku stwierdziłam, że to jednak nie dla mnie.<br />
<br />
Planowaliśmy kolejne dziecko i powrót na etat nie wchodził w grę. Wymyśliłam więc sobie studia podyplomowe o zmianę zawodu. To teraz podobno bardzo na czasie.<br />
<br />
Urodził się Stach i rok później założyłam firmę. Było super. Pracowałam kiedy się dało, wychodziłam z domu, spotykałam się z ludźmi. I miałam czas dla dzieci, bo praca była elastyczna. Tylko, że za mało się tego czasu udawało wyszarpnąć i brakowało go zwłaszcza na rozwój. Bo to co trzeba było robić na bieżąco, to się robiło, a wszystko inne odkładało się na później.<br />
<br />
Wsparcie oczywiście było, dziadkowie z obu stron doglądali, odciążali i kibicowali. Ale co z tego, jak matka zamykała się w pokoju, żeby trochę popracować, a za chwilę jakieś dziecko wpadało z jakimś problemem... no łatwo nie było. A jeszcze zdarzało mi się usłyszeć, że to nie praca, tylko hobby... wrrrr...<br />
<br />
Pewnie jakby plan był lepszy, bardziej przemyślany i bardziej bym się go trzymała...<br />
<br />
Kiedy urodził się Kwiatek, to jeszcze przez jakiś czas pociągnęłam... Starszyzna poszła do przedszkola, dało się coś zrobić. Ale bez dziadków i tak by się nie dało.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-uHm5A350oG4/XKuoQrUxu_I/AAAAAAAABgM/ThlgFxSLD_UGtf8dkDycfLNC8O2jnOUGACLcBGAs/s1600/troch%25C4%2599%2Beko%252C%2Btroch%25C4%2599%2Bego%2B%25285%2529.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="789" data-original-width="940" height="268" src="https://1.bp.blogspot.com/-uHm5A350oG4/XKuoQrUxu_I/AAAAAAAABgM/ThlgFxSLD_UGtf8dkDycfLNC8O2jnOUGACLcBGAs/s320/troch%25C4%2599%2Beko%252C%2Btroch%25C4%2599%2Bego%2B%25285%2529.png" width="320" /></a></div>
<br />
Podziwiam dziewczyny i pary, które mają dzieci z dala od domów rodzinnych i jakoś to ogarniają. Ja wiem, że można oddawać dzieci do przedszkoli i na świetlice nawet na 10 godzin, ale jakoś wydaje mi się, że to za dużo. Dlatego się cieszę, ze mam wsparcie rodziny.<br />
<br />
No dobra, firma nie wypaliła, bo jak przeszłam na pełny ZUS, to mi zeszło powietrze i powiedziałam BASTA! Dokładać do interesu nie będę.<br />
<br />
I... zaczęłam szukać pracy... na etacie. Długo szukałam, już miałam odpuścić, ale się okazało, że ktoś mnie jednak chce. Mimo krętej ścieżki kariery zawodowej, mimo braku doświadczenia w korporacjach międzynarodowych...<br />
<br />
No i jestem - matka polka pracująca... a nauczyciele strajkują (WSPIERAM ICH Z CAŁEGO SERCA!!!)... i dziadkowie znów są niezbędni.<br />
<br />
Ale jak słyszę, że tylko leserki siedzą w domu z dziećmi, to mnie coś trafia, bo siedzenie w domu z dziećmi to mega wielka praca! I jak ktoś chce dać matkom czwórki dzieci emerytury za samo bycie matką (choć szczerze nie lubię tych, co chcą dać), to popieram. Bo na prawdę jest trudno łączyć macierzyństwo, pracę, korki na ulicach i strajki nauczycieli... dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-56844035830416045062019-04-02T10:00:00.000+02:002019-04-02T10:00:10.178+02:00Moje wrażliwe dzieciJakiś czas temu nie mogłam sobie poradzić z Panną Lulu. Poziom emocji zarówno po jej, jak i po mojej stronie sięgał sufitu. Miałam świadomość, że muszę coś z tym zrobić, ale nie wiedziałam co. Kupiłam więc kilka książek...<br />
<br />
Jedną z nich było "Wysoko wrażliwe dziecko" Elaine Aron. Czytałam z zapartym tchem. Okazało się bowiem, że wysoko wrażliwi są: Stach, ja i Maciek. Panna Lulu najmniej. Dobre relacje przywróciłyśmy dzięki innej książce. <br />
<br />
Wreszcie zrozumiałam kilka innych problemów, które pojawiają się czasem w naszej rodzinie. Przede wszystkim przestymulowanie bodźcami. Kiedy jest za głośno, za dużo się dzieje, za dużo się wymaga... Stachu robi "awantury". Czasem dzieje się tak po powrocie z przedszkola. Czasem rano, gdy się go popędza. Denerwuje go, gdy nie możemy zrozumieć o co mu chodzi. No i oczywiście trzeba wycinać wszystkie metki z ubrań i jest problem z butami... najchętniej chodzi w kaloszach.<br />
<br />
Jak pomóc wrażliwemu dziecku?<br />
- Nie doprowadzić do nadmiaru bodźców.<br />
- Pomóc się wyciszyć w newralgicznych momentach.<br />
- Uczyć, jak się wyciszać. Jeśli trzeba stworzyć "ciche" miejsca w domu, albo wyciszające rytuały.<br />
- Edukować szczególnie babcie, które mają tendencje do zasypywania pytaniami.<br />
- I przede wszystkim nie wkurzać się, kiedy ono się wkurza.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/--dwf9wR6eaw/XJTRxUxlQII/AAAAAAAABfQ/5f2w03rTbdYOX0b_nP7FwHaa5-k7NlpdQCLcBGAs/s1600/troch%25C4%2599%2Beko%252C%2Btroch%25C4%2599%2Bego%2B%25284%2529.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="789" data-original-width="940" height="268" src="https://1.bp.blogspot.com/--dwf9wR6eaw/XJTRxUxlQII/AAAAAAAABfQ/5f2w03rTbdYOX0b_nP7FwHaa5-k7NlpdQCLcBGAs/s320/troch%25C4%2599%2Beko%252C%2Btroch%25C4%2599%2Bego%2B%25284%2529.png" width="320" /></a></div>
<br />
A wrażliwość jest cudowna i cenna. Bo to nie tylko wrażliwość na bodźce fizyczne, ale też wrażliwość na innych ludzi. To prawdziwa empatia... i to po Stachu widać.dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-87537642031057956582019-03-26T10:00:00.000+01:002019-03-26T10:00:18.479+01:00Przedszkole w PRL<span style="font-family: inherit;">Znów gościnny post mojej mamy. Wspomnienia z przedszkola... ideowej placówki PRL. Ja przede wszystkim pamiętam serwatkę, którą nas pojono i która wywoływała u mnie odruch wymiotny. </span><br />
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span>
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;">Przedszkole w PRL</span></span><br />
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span>
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;">Była to instytucja
bardzo popularna, dostępna, uważana za jedną z cennych zdobyczy
nowego socjalistycznego ustroju, w którym kobiety powszechnie garnąc
się do pracy musiały gdzieś „podrzucać” swoje dzieci. Po
wykorzystaniu 3– miesięcznego urlopu macierzyńskiego takim
miejscem był najpierw żłobek</span></span><br />
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span>
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;">W naszych rodzinach
- mojej i Sławka żłobek nie wchodził w grę. Babcie dzielnie
wychowywały swoje wnuczęta, ale już po osiągnięciu przez nie
trzech lat czyli wieku przedszkolnego, przedszkole jawiło się jako
coś oczywistego. Nie pomagały płacze i marudzenia, dzieci
zaprowadzano do przedszkola i już. </span></span><br />
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span>
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;">Osobiście kiepsko wspominam
przedszkole. To, że odprowadzała mnie do przedszkola i
przyprowadzała ukochana babcia jeszcze bardziej wyostrzało
perspektywę kilku okropnych godzin, które były przede mną. Nie
mam żadnych miłych wspomnień, najwyraźniej zajęcia przedszkolne
były nieciekawe i monotonne. W pamięci pozostały wydarzenia
niemiłe – wciskane na siłę posiłki, których nie znosiłam,
chłopaki ciągnące dziewczynki za warkocze. Najmniej sympatyczny
moment - nie znosiłam żółtego sera, a przedszkolanka uparła się,
że nie odejdę od stołu póki go nie zjem. Skończyło się
posiusianiem w majtki (cały czas siedziałam za stołem) i dopiero
babcia wyzwoliła mnie z tej opresji.</span></span><br />
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span>
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;">Magdusia też
została oddana do przedszkola jak skończyła trzy lata. Największe
wówczas blokowisko łódzkie czyli Retkinia w której mieszkaliśmy,
nie dawało szans na zdobycie miejsca w przedszkolu. Dzięki
niezbędnym wówczas „znajomościom” udało się umieścić
Magdusię w przedszkolu w dosyć odległym od naszego domu.
Oczywiście Magda też nie lubiła, podobnie jak kiedyś jej rodzice,
przedszkola. </span></span><br />
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-sKy6_P7CQvY/XJTIIxOSBpI/AAAAAAAABfE/0ogb_Z-UVbA1doqi4qahOlXLVZooEGPhQCLcBGAs/s1600/troch%25C4%2599%2Beko%252C%2Btroch%25C4%2599%2Bego%2B%25283%2529.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: inherit;"><img border="0" data-original-height="789" data-original-width="940" height="268" src="https://3.bp.blogspot.com/-sKy6_P7CQvY/XJTIIxOSBpI/AAAAAAAABfE/0ogb_Z-UVbA1doqi4qahOlXLVZooEGPhQCLcBGAs/s320/troch%25C4%2599%2Beko%252C%2Btroch%25C4%2599%2Bego%2B%25283%2529.png" width="320" /></span></a></div>
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span>
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;">Pamiętam jak pierwszego dnia machając workiem z
pantoflami i podskakując podśpiewywała „ idę do przedszkola”
, zaś drugiego dnia płakała w oknie. Najbardziej upiornym
momentem w dniu przedszkolnym był obowiązek spania po obiedzie.
Nasza córeczka już od drugiego roku życia nie sypiała w ciągu
dnia i ten przymus był dla niej dołujący – leżała przez dwie
godziny i darła na małe kawałeczki chusteczkę do nosa. </span></span><br />
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span>
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;">Sławek,
który już wówczas miał więcej czasu (prywatny biznes) odbierał
ją wobec tego o 12. Spędzała więc w przedszkolu raptem 3 godziny
dzienne – od 9 do 12. Nie pamiętam, aby się w nim dużo działo –
największą atrakcją dla dzieci były chyba zabawy karnawałowe.
Magdusia nie zdołała się z nikim zaprzyjaźnić, nie przynosiła z
przedszkola żadnych swoich prac. </span></span><br />
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></span>
<span style="text-indent: 1.25cm;"><span style="font-family: inherit;">Ubolewałam, ku oburzeniu wrogów
przedszkola - męża i córki, że nie spełniło ono, wobec tak
śladowej obecności Madgusi, roli uspołecznienia mojej jedynaczki.
Co ciekawe jak Magda sama została mamą to oczywiste dla niej było
posłanie dzieci do przedszkola. </span></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<span style="font-family: inherit;">Dziękuję mamo!</span>dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-9588927333290701732019-03-12T10:00:00.000+01:002019-03-12T10:00:11.943+01:00Trzecie eko(?) dzieckoPrzyznam się, że nie udało mi się utrzymać wszystkich ideałów, które przyświecały mi przy pierwszym dziecku. Życie zweryfikowało. Brak czasu spowodował, że niektóre rzeczy odpuściłam.<br />
<br />
Niestety zupełnie zrezygnowałam z pieluszek wielorazowych. Już przy Stachu nie byłam konsekwentna. Kiedy policzyłam, że rozwieszanie wypranej tetry zajmuje mi 20 minut - codziennie, odpuściłam. Prawdopodobnie z pieluszkami <i>all in one</i> nie byłoby takich problemów, ale te wydawały mi się pioruńsko drogie. Na szczęście Kwiatek już prawie nie potrzebuje pieluch.<br />
<br />
Kwiatek jest więc dzieckiem pampersowym... i czasami też słoiczkowym... Pannie Lulu i Stachowi gotowałam ekologiczne warzywka, organiczne kurczaki i podawałam bio jogurty. Pluli tym na moc potęgę. Co chwilę coś wyrzucałam, albo dojadałam sama. Niejadki ot co.<br />
<br />
Przy kwiatku poszłam na łatwiznę. Po którymś pluciu z kolei postanowiłam spróbować i załapała. Słoiki są "niam niam" i trudno. Przynajmniej nie muszę jej gotować trzech obiadów (jak to było przy starszakach). Chyba bym zwariowała, zwłaszcza, że Panna Lulu odmówiła jedzenia posiłków w szkole i jej też muszę coś upichcić.<br />
<br />
Więcej grzechów nie pamiętam... teraz będę się chwalić :)<br />
<br />
Kwiatek ma zdecydowaną większość rzeczy z drugiej, albo nawet z trzeciej ręki. Przy trójce dzieci z niewielką różnicą wieku to chyba norma. Wózek, foteliki, mebelki i zabawki są praktycznie te same. Kwiatek ma pecha i donasza po rodzeństwie ubranka i korzysta z tych samych gadżetów. Ale przecież to tak szybko rośnie, że nie ma sensu kupować nowego. Czasem trochę wstyd, ale... przecież zaraz wyrośnie.<br />
<br />
Za to Kwiatek bardzo się cieszy. Za każdym razem, gdy ją ubieram pyta: "Tasia? Lusi?". Nie przeszkadza jej, że ma ciuchy po rodzeństwie.<br />
<br />
Piersią karmione jest najdłużej, bo to najwygodniejsze i najzdrowsze. Do tej pory karmię kiedy usypiam... i jak dobrze śpi.<br />
<br />
Biega na boso po trawie... i czasem nago. Bo już się nauczyłam, ze nie ma co zabraniać... rodzeństwo i tak biega.<br />
<br />
I śmieci się nauczyła segregować już prawie :)<br />
<br />
Mieszka w lesie, w domu ze słomy... i cały czas brudne... i szczęśliwe... takie eko dziecko.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-i7j6gvrw7gA/XIatEMgeZdI/AAAAAAAABds/jlJGKJOs5-Y1T9zXAs7Uuzb35IA_TznYQCLcBGAs/s1600/troch%25C4%2599%2Beko%252C%2Btroch%25C4%2599%2Bego%2B%25282%2529.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="789" data-original-width="940" height="268" src="https://2.bp.blogspot.com/-i7j6gvrw7gA/XIatEMgeZdI/AAAAAAAABds/jlJGKJOs5-Y1T9zXAs7Uuzb35IA_TznYQCLcBGAs/s320/troch%25C4%2599%2Beko%252C%2Btroch%25C4%2599%2Bego%2B%25282%2529.png" width="320" /></a></div>
<br />dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-643860987100884662019-03-05T10:00:00.000+01:002019-03-05T10:00:12.871+01:00Harry Potter i królewnaByłam już za stara, kiedy pojawił się Harry Potter. Choć uwielbiam fantasy, to jednak była książka dla dzieci. Przebrnęłam przez trzy tomy, bo ikony pop kultury trzeba chociaż kojarzyć. Żeby mieć z tego jakąś korzyść, czytałam po angielsku. Resztę książek serii sobie darowałam bo rozrosły się do ogromnych rozmiarów... i już mi się znudziły.<br />
<br />
Mamy z Panną Lulu i ze Stachem taki rytuał, że codziennie wieczorem im czytam. Wiele książek mamy już za sobą. Są też takie, do których dzieci lubią wracać. No i po przeczytaniu trzeci raz z rzędu "Dzieci z Bullerbyn" stwierdziłam, że czas na Harrego.<br />
<br />
Stachu na razie nie jest fanem, woli książki o dinozaurach. Swoją drogą niesamowite, słucha tych encyklopedycznych danych, w kółko to samo i zupełnie mu się nie nudzi. Może dlatego dobrze zasypia :)<br />
<br />
Ale Panna Lulu wsiąkła... ja też. Jak tylko mamy wolną chwilę to czytamy (o ile nam Stach i Kwiatek pozwolą). Bardzo mi się podoba, że panienka analizuje treść i zastanawia się nad możliwymi zakończeniami.<br />
<br />
Jak skończymy książkę, oglądamy film i sprawdzamy, co powycinali. Rzeczywiście sporo się od siebie różnią, książki są o wiele bogatsze. Panna Lulu też to zauważa, odkrywa prawa rządzące światem filmu.<br />
<br />
Muszę przyznać, że mnie też to sprawia niesamowitą frajdę. Zwłaszcza, że zaczęłyśmy czytać książki, których nie znam, a fabuła jest mocno wciągająca.<br />
<br />
Panna Lulu ostatnio postanowiła sama napisać książkę o Harrym Potterze. Jest już tytuł " Harry Potter i królewna". Tak to jest, jak się jeszcze nie wyrosło z księżniczek, wróżek i koloru różowego, a już się zaczyna wchodzić do świata czarodziejów...<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/--l6WeM_ZvQ8/XH0L1tvKEEI/AAAAAAAABco/tUcF4tzFiLkzi7fTH8BZggzoOmEtldm7ACLcBGAs/s1600/troch%25C4%2599%2Beko%252C%2Btroch%25C4%2599%2Bego.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="789" data-original-width="940" height="268" src="https://4.bp.blogspot.com/--l6WeM_ZvQ8/XH0L1tvKEEI/AAAAAAAABco/tUcF4tzFiLkzi7fTH8BZggzoOmEtldm7ACLcBGAs/s320/troch%25C4%2599%2Beko%252C%2Btroch%25C4%2599%2Bego.png" width="320" /></a></div>
<br />dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-3998329574666234882019-02-23T19:58:00.001+01:002019-03-04T12:38:36.451+01:00Dalszy ciągPatrzę wstecz i łezka mi się kręci w oku i klnę siebie, że przestałam pisać, że tyle mi umknęło.<br />
<br />
Panna Lulu poszła w zeszłym roku do szkoły... tak tak, niesamowite przeżycie. Jakbym to ja szła pierwszy raz. Maciek też był przejęty i babcie i dziadkowie... i ona sama oczywiście też. Jej szkoła jest mała i bardzo fajna. Ma 14 dzieciaków w klasie i super fajną wychowawczynię. Ma takie samo imię jak ja (w tym pokoleniu to standard) i ma o rok młodszą córkę w tym samym przedszkolu, więc siłą rzeczy się znamy.<br />
<br />
I co najważniejsze Panna Lulu szkołę lubi, bo przedszkola raczej nie lubiła. I rano nie ma scen (chyba że robi je Stachu). I... jeszcze o niej napiszę :)<br />
<br />
A Stachu cały czas w przedszkolu, ale już gada oczywiście, choć robi czasem jakieś fajowe błędy, które warto zapisać, bo umkną. A ja kretynka nie zapisuję, bo uważam, że mam za dużo rzeczy na głowie. Ale teraz będę.<br />
<br />
Stach jest niesamowicie sprawnym chłopcem (a może po prostu zwyczajnym, nie mam porównania). Chciałam z nim chodzić na capoeirę, ale był trochę za mały i miał problem ze skupieniem się. Ale teraz zaczął trenować piłkę nożną i jest zachwycony. Maciek też jest zachwycony, bo chodzi z nim i obserwuje go podczas treningów. I... jeszcze o nim napiszę.<br />
<br />
A Kwiatek rośnie, zaczyna gadać, biega, skacze i jest urocza. I tak sobie myślimy, że super że jest... bo trochę prze przypadek. Cudownie sobie to wszystko przypominać, te same okresy z Panną Lulu i Stachem. Choć niektóre rzeczy się zamazują... nakładają... I... jeszcze o niej napiszę.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-22yoApMZwRM/XH0MwNTMicI/AAAAAAAABcw/yTs4qoblHS4nOYDYuiZkTGMAJsGLVXXnQCLcBGAs/s1600/troch%25C4%2599%2Beko%252C%2Btroch%25C4%2599%2Bego%2B%25281%2529.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="789" data-original-width="940" height="268" src="https://2.bp.blogspot.com/-22yoApMZwRM/XH0MwNTMicI/AAAAAAAABcw/yTs4qoblHS4nOYDYuiZkTGMAJsGLVXXnQCLcBGAs/s320/troch%25C4%2599%2Beko%252C%2Btroch%25C4%2599%2Bego%2B%25281%2529.png" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Wspomniałam mamie, że wracam do pisania bloga.<br />
- To było bardzo fajne, szkoda, że to zarzuciłaś - powiedziała.<br />
- To nie mogłaś mnie ofukać i kazać pisać?<br />
- No co ty, dopiero co urodziłaś trzecie dziecko...<br />
<br />
Trzecie dziecko - ma jednak siłę rażenia :)<br />
<br />dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-15110378726329059322017-03-14T09:16:00.003+01:002017-03-14T09:16:48.382+01:00W kwestii imionMam na imię Magda... w moim pokoleniu było to bardzo popularne imię... chyba już o tym pisałam. W skrócie - przeszkadzało mi to, że moje imię ani trochę nie jest oryginalne (choć właściwie jest, bo nie jestem Magdalena, ale Magda, ale kto na to zwraca uwagę?). Maciek ma na imię Maciek - również popularne w tamtych czasach.<br />
<br />
Nadając dzieciom imiona mieliśmy więc potrzebę wybrać coś poniżej pierwszej dwudziestki najpopularniejszych. Oprócz tego w każdym przypadku kierowaliśmy się jakimś kluczem i tak:<br />
<br />
Panna Lulu nazywa się ŁUCJA, bo w dzieciństwie uwielbiałam książki o Narnii, a Łucja - jedna z bohaterek, była moją ulubioną. Wspomnę tylko, że Panna Lulu również ją polubiła oglądając niedawno nakręcone filmy z tej serii.<br />
<br />
Stach nazywa się STANISŁAW z kilku powodów. Maciek miał fajnego kolegę, o bardzo jak na swoje czasy oryginalnym imieniu - Staś. Poza tym w okresie Stachowej ciąży zaczytywaliśmy się Lemem. Teraz imię Stanisław robi się coraz bardziej popularne... niestety.<br />
<br />
A Kwiatek ma na imię FLORA i z tym wiąże się najdłuższa historia:) Pojechaliśmy sobie bowiem na romantyczny wypad do Budapesztu. Tylko we dwoje, dzieci zostały z dziadkami. Należało nam się po tylu latach. Zwiedzanie, wino, czas tylko dla siebie... Wynajęliśmy mieszkanie w samym centrum, w zabytkowej kamienicy. Dziewczyna, która nas do tego mieszkania zaprowadziła miała na imię Flora. Zażartowałam, że jeśli będzie dziewczynka damy jej na imię Flora... i stało się... choć nie planowaliśmy:)<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-FeJVKmKJ8N0/WMem3pOU5TI/AAAAAAAABAI/hmx9gkJdv6M88n9GZYvnDONUDbYSGITSwCLcB/s1600/IMG_20170314_085623.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://3.bp.blogspot.com/-FeJVKmKJ8N0/WMem3pOU5TI/AAAAAAAABAI/hmx9gkJdv6M88n9GZYvnDONUDbYSGITSwCLcB/s320/IMG_20170314_085623.jpg" width="320" /></a></div>
<br />dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-52748755288814941972017-01-10T16:25:00.001+01:002017-01-10T16:25:53.808+01:00Poród trwał trzy tygodnieZakładałam, że urodzę prze Świętami, bo trzecie dziecko to szybciej, a przecież Panna Lulu i Stach też wcześniej. Nie wiem, czy sobie tak mocno ubzdurałam, czy rzeczywiście KAŻDY PORÓD MOŻE BYĆ INNY, w każdym razie w połowie grudnia byłam przekonana, że rodzę.<br />
<br />
Skurcze stały się w miarę regularne i takie trochę silniejsze... w końcu tak właśnie zaczął mi się poród Stacha. Postanowiliśmy wieczorem zadzwonić do moich rodziców, żeby już byli na miejscu i nie musieli się zrywać w środku nocy. Przyjechali, posiedzieliśmy chwilę... skurcze jakby ręką odjął. Zgłupiałam.<br />
<br />
Kolejnego dnia od 9 mierzyłam czas między skurczami. Najpierw 10, potem 7, jak zdecydowaliśmy się wieczorem pojechać do szpitala były co 3 minuty. Ok, nie były zbyt silne, ale całkiem regularne. Ja bym może jeszcze chwilę poczekała, ale Maciek zadał mi pytanie: "co jeżeli poród zacznie się w domu?", odpowiedziałam: "dostaję skurczy partych, a ty musisz włożyć rękę i zbadać rozwarcie", bez zastanowienia mój mąż zaordynował: "dzwoń po rodziców". Oczywiście w szpitalu skurcze nagle złagodniały. Wróciliśmy do domu z mocnym postanowieniem, że dopóki nie odejdą wody nigdzie się nie ruszamy.<br />
<br />
Od tamtego czasu nie liczyłam odstępów między skurczami i nie przejmowałam się nimi zbytnio, choć z tyłu głowy kołatała myśl: "to już pewnie dzisiaj". Minęły Święta, załapaliśmy się nawet na imprezę sylwestrową, choć ze względu na dzieciaki do domu wróciliśmy chwilę przed północą.<br />
<br />
Widocznie córka chciała być o rok młodsza, choć przez to też później pójdzie do przedszkola. Podejrzewam, że przy dwójce starszego rodzeństwa nie miałaby problemu z tym, że będzie najmłodsza w grupie czy w klasie... najwyżej do szkoły pójdzie o rok wcześniej.<br />
<br />
Nowy rok się zaczął, a tu nic. Termin był na 3 stycznia... i nic. Stach i Panna Lulu już byli na świecie, nie doczekali wyliczonego skrzętnie przez specjalistów terminu...<br />
<br />
Czwartego nad ranem obudził mnie Stach, przyniosłam mu sok i położyłam się z powrotem do łóżka. Zrobiło mi się trochę mokro, ale wyśmiałam się w myślach, że pewnie znowu sobie coś ubzdurałam. Na szczęście podłożyłam sobie podkład jednorazowy do przewijania, bo jak za chwilę chlusnęło, to już nie miałam wątpliwości. Co prawda mogłam sobie poczytać, pozwolić Maćkowi i moim rodzicom się wyspać, ale w końcu go obudziłam i postanowiliśmy jechać do szpitala.<br />
<br />
Tym razem nas przyjęli, przydzielili pokój, podłączyli pod KTG (które w momencie największego skurczu pokazywało zero, a skurcze pokazywało, jak nic się nie działo). W każdym razie akcja z wolna postępowała. Jak mnie odłączyli, to przypomnieliśmy sobie o starych dobrych metodach przyspieszania porodu, czyli chodzeniu po schodach i zwiedzaniu szpitala. Poza tym co było robić, nuda... a szpital niewielki, więc dalekich wycieczek nie dało się uskuteczniać.<br />
<br />
Skurcze były co 7 minut, już od kilku godzin, więc zdecydowaliśmy, że Maciek pojedzie z Panną Lulu do logopedy, bo by jej lekcja przepadła, potem odwiezie ją do dziadków i wróci do mnie.<br />
<br />
Zdążył w ostatniej chwili, żeby zawołać położną, że mam skurcze parte. Urodziłam na normalnym łóżku, bo na porodowe już bym nie doszła. Kwiatek, czyli Flora przyszła na świat o 17.25 i dostała 10 punktów.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-06zMIK50IAM/WHT78LdOBwI/AAAAAAAAA-o/_4suoEQklU0YGgCjpCt9n5Wwxo8TE_aIQCLcB/s1600/IMG_20170108_115109.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://4.bp.blogspot.com/-06zMIK50IAM/WHT78LdOBwI/AAAAAAAAA-o/_4suoEQklU0YGgCjpCt9n5Wwxo8TE_aIQCLcB/s320/IMG_20170108_115109.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-8957894679080257892016-12-12T12:09:00.002+01:002016-12-12T13:08:47.440+01:00Wywoływanie porodu, czyli świąteczne porządki czas zacząćSkończyłyśmy właśnie 37 tydzień ciąży, czyli czas przestać się ze sobą cackać :) Chciałabym urodzić przed świętami, żeby się nie stresować i na luzie spędzić Boże Narodzenie z rodziną... mam wizję akcji porodowej przy stole wigilijnym... wolałabym tego uniknąć.<br />
<br />
Jest jeszcze jeden argument - mam już dosyć. Po ciąży ze Stachem czułam niedosyt... teraz daleko mi do takiego odczucia... ta ciąża dała mi jednak w kość.<br />
<br />
Co prawda mój ulubiony pan doktor (moje 3 ciąże prowadziło w sumie 5 lekarzy, więc wiem co mówię) twierdzi, że są milsze sposoby wywoływania porodu niż sprzątanie, ale przecież jedno nie wyklucza drugiego :)<br />
<br />
Do tej pory nie byłam za bardzo aktywna, oszczędzałam się. Teraz dostałam zastrzyk mocy... i już mnie tak nie boli... i już się tak nie męczę... i mi się chce. A akurat dobrze się składa, bo czas na sprzątanie. Dom zapuszczony, a gniazdo trzeba przecież wić. Dzisiaj na tapecie mycie okien (obliczyłam że umyłam jakieś 32 m2 szyb), konserwacja powierzchni płaskich, pranie, prasowanie, zakupy, gotowanie... no i jeszcze trzeba domek z piernika upiec, bo wczoraj nie zdążyliśmy wykonać zadania z kalendarza adwentowego. Ciekawe co będzie dzisiaj? (oczywiście ja pisałam zadania, ale nie pamiętam).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-7PcwB-E6Zqk/WE6D_QUcBdI/AAAAAAAAA-M/ZiHMwipc6qU3SnpSrwg5wBKtblAhp5wYgCLcB/s1600/IMG_20161201_105143.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://4.bp.blogspot.com/-7PcwB-E6Zqk/WE6D_QUcBdI/AAAAAAAAA-M/ZiHMwipc6qU3SnpSrwg5wBKtblAhp5wYgCLcB/s320/IMG_20161201_105143.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
A Panna Lulu wczoraj wymyśliła super coś (nie wiem jak to nazwać). Bawiła się ze Stachem w potwory i stwierdziła: "kiedy potwór zaczyna płakać, zamienia się w dziecko". Jakież to romantyczne i jaki ma potencjał fabularny.<br />
<br />
Ja oczywiście od razu spłyciłam, choć ugryzłam się w język i nie powiedziałam tego głośno, że "kiedy dzieci zaczynają płakać, zamieniają się w potwory".dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-290600806134605632016-12-01T13:16:00.000+01:002016-12-01T13:16:02.293+01:00Lulusiowe gadu-gaduNazbierało się ostatnio śmiesznych tekstów panienki, więc spisuję dla potomności.<br />
<br />
Panienka lubi rywalizować, we wszystkim musi być lepsza i pierwsza, jak nie wychodzi, to ryk... Najczęściej ofiarą jest Stachu, który ma niewielkie szanse z nią wygrać. Ostatnio przeszła samą siebie:<br />
- Kto pierwszy dorośnie, ten wygrywa!<br />
<br />
Od jakiegoś czasu Panna Lulu ma potrzebę deklarowania mi uczuć i częstego przytulania, co prawdopodobnie ma związek ze zbliżającym się pojawieniem siostry (wcześniej to Stach był przylepa). Rzadko się zdarza, że pozwala się uśpić tacie, ale czasem się udaje. Tata czyta, panienka mu przerywa, ja słyszę wszystko z naszej sypialni:<br />
- Ja najbardziej na świecie kocham mamę...<br />
Mnie łezka się kręci w oku.<br />
- ...tak bardzo jak mojego misia.<br />
<br />
Rozmawiamy o prezentach pod choinkę. Panna Lulu deklaruje, że chce wielki różowy zamek, co nam się zupełnie nie podoba. Tata argumentuje:<br />
- Ten zamek Lusiu jest bardzo drogi.<br />
Na co panienka rezolutnie odpowiada:<br />
- Ale ja nie chcę go przecież kupować, tylko poprosić o niego Mikołaja.dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-35351723093241112722016-09-16T08:51:00.002+02:002016-09-16T08:54:46.810+02:00Stachowy słownikDwa dni temu Stach skończył 3 lata. Do przedszkola chodzi chętnie, gada mało, ale coraz więcej. Pierwszego dnia przedszkolanki dostały stachowy słownik, żeby mniej więcej rozumiały, o co chodzi. Oto i on (niech zachowa się dla potomności):<br />
<div style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.02cm; margin-right: 0.02cm;">
<span style="font-family: "times" , "times new roman" , serif;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.02cm; margin-right: 0.02cm;">
<span style="font-family: inherit;">Glie – ja/Staś</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.02cm; margin-right: 0.02cm;">
<span style="font-family: inherit;">Tidi – Łucja
(jego siostra)</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.02cm; margin-right: 0.02cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dzie - gdzie</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.02cm; margin-right: 0.02cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kuku – picie</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.02cm; margin-right: 0.02cm;">
<span style="font-family: inherit;">Hamham – jedzenie</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.02cm; margin-right: 0.02cm;">
<span style="font-family: inherit;">Niem –
jeszcze/więcej</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.02cm; margin-right: 0.02cm;">
<span style="font-family: inherit;">Siu – za zimne/za
ciepłe</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.02cm; margin-right: 0.02cm;">
<span style="font-family: inherit;">Glum – duży</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.02cm; margin-right: 0.02cm;">
<span style="font-family: inherit;">Bibi – mały</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; margin-left: 0.02cm; margin-right: 0.02cm;">
<span style="font-family: inherit;">Szyszy – siusiu</span></div>
dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-67528735716064384232016-09-06T14:25:00.001+02:002016-09-06T14:25:41.357+02:00Dzidzi tu?Stach pokazuje na mój brzuch - dzidzi tu?<br />
- Tak kochanie, dzidzi tu.<br />
- Tata ma?<br />
- Nie tata nie ma dzidziusia w brzuchu.<br />
- Tidi ma?<br />
- Nie, Tidi też nie ma, tylko mama ma.<br />
<br />
Potem głaszcze brzuch i całuje. Panna Lulu też się cieszy, a jak się dowiedziała, że będzie siostra, to jej się tak oczy świeciły i uśmiech szeroki wychynął na twarz, że chyba jej jeszcze takiej szczęśliwej nie widziałam (był półmrok w pracowni USG, więc może stąd te doznania).<br />
<br />
Tak więc wszem i wobec ogłaszam, że będziemy mieć kolejne maleństwo - dziewoję numer dwa. Bo zawsze chcieliśmy mieć trójkę... sami jesteśmy jedynakami i wydaje nam się, że to najfajniejszy układ kiedy się ma dwójkę rodzeństwa. Imienia jeszcze nie wybraliśmy... myślimy... cała rodzina myśli.<br />
<br />
Trzecia ciąża nie jest tak uciążliwa jak druga (obyło się np. bez wymiotów), ale to z powodu przerwy - ponad 3 lata, więc miałam czas się zregenerować. Ale mam przeświadczenie, że wszystko płynie i już nie jestem taka młoda... więc jest chyba trudniej niż w ciąży z panienką. Na szczęście wszystkie badania w normie, bo już mi przysługują genetyczne, więc wiem.<br />
<br />
Ale największą uciążliwością są wyrzuty sumienia, bo mała jest mięsożerna i nie ma, że boli matka musiała wrócić do dawnych nawyków. A ponieważ nie jadłam mięsa ze względów etycznych, to mnie trochę boli... czego się nie robi dla dzieci.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-u_f7jgxEHxQ/V861bbk7npI/AAAAAAAAA9Q/oEYoOTtT91YFZ2OmIT2IVyjfkJDvvzTxQCLcB/s1600/Malutka.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="312" src="https://4.bp.blogspot.com/-u_f7jgxEHxQ/V861bbk7npI/AAAAAAAAA9Q/oEYoOTtT91YFZ2OmIT2IVyjfkJDvvzTxQCLcB/s320/Malutka.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
A tak się oto potomkini prezentuje :)dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-60599664693250157572016-09-03T07:18:00.001+02:002016-09-03T07:18:40.630+02:00Mama sama w domuPrzyszedł ten czas, kiedy dzieci w przedszkolu, Maciek w pracy, a dom pusty, tylko matka... cieszy się samotnością. Bo się cieszy, zwłaszcza, że towarzystwo zadowolone z takiego obrotu sprawy, a matka ma mnóstwo pomysłów, co z mniej lub bardziej wolnym czasem (bo w końcu też trochę pracuje) zrobić (do pisania bloga wrócić na przykład).<br />
Stach pierwsze dni w przedszkolu przetrwał, nie było alarmów i wcześniejszego odbierania, jak w przypadku Panny Lulu. Ale i miejsce było dużo bardziej oswojone, bo często razem panienką zawoziliśmy i odbieraliśmy. Poza tym byliśmy tam kilka razy w sierpniu razem podczas programu adaptacyjnego. Z tym programem to było tak, że pierwszego dnia byliśmy sami (bez Panny Lulu) i było ciężko, to znaczy Stach nie odstępował mnie o krok. Następnego dnia, już z panienką, matka mogłaby nie istnieć - poszli szaleć z innymi dziećmi.<br />
Panna Lulu jest super siostrą, bardzo opiekuńczą i prócz drobnych konfliktów trzymają się mocno razem broniąc na każdym kroku. Kiedy zgarnialiśmy panienkę z dwudniowego pobytu u babci, to Stach stał się głównym odbiorcą prezentów, laurek i relacji... za mamą się mniej stęskniła. I szczerze mówiąc podoba mi się to i dobrze mi z tym, bo chcę, żeby dzieciaki miały fajne relacje... w końcu mają przed sobą więcej życia niż my i ważne, żeby miały w tym życiu odpowiednie wsparcie.<br />
<br />
A wcześniej były wakacje...<br />
Najpierw, jeszcze przed sezonem - Chorwacja, w której się zakochałam i stały punkt programu, czyli Panna Lulu ucieka. Uciekać zaczęła już dwa lata temu, więc mamy to jako tako opracowane. W tym roku było jednak lepiej, bo udało nam się dogadać. Po kilku pierwszych ucieczkach i spięciach ustaliliśmy, że panienka się melduje gdzie chce iść, a my jej na to pozwalamy. I pozwalaliśmy, a dziecko uczyło się samodzielności i orientacji w przestrzeni. Na szczęście nie zwiała nigdy poza teren campingu:)<br />
W sezonie pojechaliśmy nad morze nasze polskie i... no cóż, ty pogoda nigdy nie jest gwarantowana... chyba, że się jedzie z Maćkiem, wtedy na pewno będzie padać. Na plaży było co prawda kiepsko, ale robiliśmy długie wycieczki piesze i okazało się, że można przejść kilka kilometrów bez wieszania się na mamie, tacie, babci, czy dziadku (co prawda kiedy dojechał do nas Maciek, Stach kilka razy wykorzystał ojcowskie ramiona). Więc ogólnie luz, blues i taplanie się w kałużach.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-FnlhtZy6qyo/V8pb4DsN4LI/AAAAAAAAA8o/u8UErC8_blUPGRcfygg9toXx-KzFvTbOgCLcB/s1600/IMG_20160901_194458.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://1.bp.blogspot.com/-FnlhtZy6qyo/V8pb4DsN4LI/AAAAAAAAA8o/u8UErC8_blUPGRcfygg9toXx-KzFvTbOgCLcB/s320/IMG_20160901_194458.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
A w następnym poście będzie niespodzianka... no bo przecież nie wszystko na raz. I wracam do pisania bloga, więc następny post niedługo - obiecuję:)dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-41082045285151391082016-04-01T12:42:00.000+02:002016-04-01T12:42:14.292+02:00Sie długo nie pisałoSię matka leniła i nie pisała i choć przeglądała blog wstecz i się rozczuliła i obiecała pisać dalej to i tak nie pisała... bo leń.<br />
A dzieci rosną, dorośleją, charakternieją. Stach do przedszkola został zgłoszony i jest kandydatem i nie wiem jak ja go we wrześniu oddam, choć już bym go oddała. Szaleje Stach bowiem, ale bez przytulania matki się nie obejdzie, a ostatnio nawet wrócił do awantur jak wychodzę do pracy. A gadać mu się nie chce, to znaczy chce ale niezbyt precyzyjnie. Tu, tam, tak, nie, choć ostatnio doszło kak (kask) i kij, ale o sobie mówi: glie. Dobrze mu za to wychodzi wydawanie poleceń.<br />
Panna Lulu uczyła się w tym roku jeździć na nartach i szło jej naprawdę nieźle... moja córeczka. Było co prawda kilka awanturek na stoku, ale skręca sama i na krzesełku wjeżdżała i ach i och.<br />
A ostatnio toczymy boje, bo się panienka nauczyła mówić" nie chce mi się" i "jestem zmęczona". Nawet się przestraszyłam,że jakieś niedobory ma, anemie, albo co innego (ot takie zboczenie zawodowe), ale wyszło, że jednak maniera, bo czasem się chce i zmęczenie szybko ulatuje.<br />
A jak nie pisałam, to sobie w głowie planowałam co mam pisać... ale mi się nie chciało. A jak sobie planowałam, to miałam jeszcze napisać o Kei - nowym psie sąsiadów, czyli wujków. Bo pojawił się pies z rodzaju szczeniąt dużych, radosnych i skaczących. Jest cudowna, ale trochę straszna... dla dzieci. Na początku było trochę stresu, trochę nieśmiałości, ale powoli stosunki się normują i Stach nawet ciągnie do "hau hau" ale oczywiście u mamy na rękach:)dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-45104370262096681982015-12-29T16:49:00.000+01:002015-12-29T16:49:02.699+01:00Bunty i decyzjeDługo nie pisałam, a dużo się działo. Panna Lulu zaliczyła mega bunt
przedszkolny, który doprowadził nas do nowego przedszkola - prywatnego i
demokratycznego. Siedziałyśmy tam przez dwa dni razem i pierwszego dnia
było fajnie (choć zimno), a drugiego już mniej i w związku z tym
trzeciego próbnego dnia już nie było.<br />
Wymyśliłam przedszkole
demokratyczne, bo zastanawiałam się nad szkołą demokratyczną w
perspektywie, ale w praktyce nie było tak fajnie jak mi się wydawało (a
poza tym zimno), więc pewnie zrezygnujemy z tego pomysłu. Panna Lulu już
drugiego dnia nie chciała tam iść, więc stwierdziłam, że nie ma co
kombinować na siłę i wozić dziecko przez pół miasta i jeszcze płacić,
jak i tak jej się nie podoba. W ogóle musimy przemyśleć kwestię szkoły
podstawowej, ale mamy jeszcze na to czas... zdaję się , że nawet więcej
niż planowaliśmy.<br />
W każdym razie po tych eksperymentach
panienka zdecydowała o powrocie do "starego" przedszkola i pokochała je
jak nigdy. Chodzi bez problemu, chętnie... i nawet na kółko origami się
zapisała. I jest tak super jak ja sobie wymarzyłam, czyli Panna Lulu
chce, lubi i nie marudzi. Może potrzebowała porównania, a może
zagrożenie zmianą wywołało taki efekt?<br />
Panienka zaczęła też fajnie
rysować. Do niedawna były wzory mniej lub bardziej abstrakcyjne,
powstało też kilka głowonogów, a teraz normalnie ludziki jak się patrzy,
domki, choinki i kwiatki. I jest szalenie dokładna (jak na takiego
malucha), Maciek się śmieje, że dokładniejsza ode mnie.<br />
Stach z
kolei zaliczył bunt nocnikowy, który miał zdaję się związek z
zaziebieniem pęcherza, choć niestwierdzonym naukowo (analiza moczu nic
nie wykazała, ale możliwe, że już z tego wyszedł, kiedy się zdecydowałam
na badanie). Na szczęście ten etap powoli się kończy, choć czasem
jeszcze majtki są mokre.<br />
Oprócz tego Stach strasznie się ostatnio
denerwuje. Wkurza na wszystko, kładzie na ziemi, krzyczy... ogólnie
trochę to olewamy. Okrzepliśmy w tych buntach i już nie robią na nas
wrażenia. Możliwe, że problemem są bariery komunikacyjne, bo Stach cały
czas gada mało i raczej po swojemu.<br />
Jedzą dzieci niewiele, ale coś
się ruszyło. Panna Lulu czasem nawet w przedszkolu zje drugie, Stach
też jakiś kotlecik okazjonalnie, albo szpinak wciągnie. Zaczęły też
zjadać kolację. Za to w Wigilię nie spróbowały niczego (jeszcze nie
dotarło do nich, że przecież wszystkiego trzeba spróbować) i tylko jak
dorwały czekoladę to... szybko zniknęła (bo mama zabrała:).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-8tEj8sumOX4/VoKddZFnvZI/AAAAAAAAA2c/38f5dgxQPGU/s1600/miko%25C5%2582aj.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://4.bp.blogspot.com/-8tEj8sumOX4/VoKddZFnvZI/AAAAAAAAA2c/38f5dgxQPGU/s320/miko%25C5%2582aj.png" width="232" /></a></div>
dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-19328581074402487742015-11-04T21:42:00.001+01:002015-11-04T21:42:25.662+01:00Panna Tidi i StasinekStach trochę ruszył z mową (ale na oklaski jeszcze za wcześnie), zaczął już nazywać siostrę, z sobą ma jeszcze problemy. "Tidi" to jego wersja Panny Lulu (siostra z kolei określa go mianem Stasinek), ostatnio wymyślił też słówko "sici", co miało chyba znaczyć świeci, bo ciągał nas do okna i pokazywał księżyc. Czasem powtórzy coś po panience, co zabrzmi poważnie, ale w słowniku niestety nie zostaje. Nauka mowy w toku.<br />
Przesilenie jesienne daje się we znaki, dzieci marudne i dużo śpią (co akurat byłoby fajne, gdybyśmy mogli korzystać, ale nam się też chce spać). Panie w przedszkolu narzekają, że Panna Lulu robi histerie z byle powodu. Z kolei panienka narzeka na przedszkole i nawet ostatnio w akcie desperacji zaczęłam szukać innego, ale mi powiedziała, że właściwie to je lubi, ale nie chce tam chodzić codziennie.<br />
Wszystko przez to, że nam się odporność poprawiła i mało chorujemy. Był jeden katar (Stach cały czas z gilami do pasa biega, ale oprócz tego nic mu nie jest) i jedno zatrucie i nic więcej. Inne dzieci w panienki grupie też nie chorują i stąd też nielubienie przedszkola, bo się moja córka w dużych grupach nie czuje najlepiej. Ja też tak miałam, więc wiem jak jest, ale chyba za wcześnie na zmiany.<br />
Na razie mam misję - przekonać Maćka do podstawówki, do której chcę wysłać dzieci (jest tam i przedszkole, więc sprawa mogłaby ruszyć już od przyszłego roku, albo nawet od teraz, jakby jednak panienka swoje przedszkole dalej bojkotowała). <br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-kvciqo_37tw/VjptewrelSI/AAAAAAAAA1E/Jk_iNneamGs/s1600/IMG_20151104_213857.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://3.bp.blogspot.com/-kvciqo_37tw/VjptewrelSI/AAAAAAAAA1E/Jk_iNneamGs/s320/IMG_20151104_213857.jpg" width="320" /></a></div>
<br />dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-76488759926376025952015-09-25T11:29:00.001+02:002015-09-25T11:30:34.856+02:002 i 4I po urodzinach. Stacha obchodziliśmy we Włoszech, na kempingu z tortem a'la tiramisu (dzieci nie tknęły), a Panny Lulu już po powrocie z tortem orzechowym babci (dzieci nie tknęły). To znaczy tknęły w jednym i drugim torcie srebrne kuleczki cukrowe... i tyle.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-W-D1rZWlD3g/VgUTz6kDyII/AAAAAAAAAys/p8SnH52GQRk/s1600/IMG_20150921_105501.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://2.bp.blogspot.com/-W-D1rZWlD3g/VgUTz6kDyII/AAAAAAAAAys/p8SnH52GQRk/s320/IMG_20150921_105501.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Wakacje całkiem fajnie się udały, wrześniowy wyjazd jako wisienka na torcie... ale chyba jednak fajniej jechać w czerwcu. Teraz wszystko zamiera, chowa się, zamyka, a w czerwcu rozkwita. Sezon odpada ze względu na upały, ceny i tłumy.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-w_u3WLWMv4M/VgUTz2FCRDI/AAAAAAAAAyw/eN__G_Iuc5I/s1600/IMG_20150921_105543.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://1.bp.blogspot.com/-w_u3WLWMv4M/VgUTz2FCRDI/AAAAAAAAAyw/eN__G_Iuc5I/s320/IMG_20150921_105543.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Dzieci co prawda oczywiście uciekały, ale trochę im na to pozwalaliśmy - niech się uczą samodzielności. Udało nam się zorganizować zupełnie bez bajek i innych elektronicznych wspomagaczy (nie licząc oczywiście drogi - wtedy bez bajek się nie da obejść).<br />
Zwiedzaliśmy, jeździliśmy na rowerach, plażowaliśmy i basenowaliśmy. Dzieci na basenie szalały i bardzo im się podobało, pływały całkiem same, choć jeszcze w pływaczkach. Stach polubił zjeżdżalnie, panna Lulu trochę się bała. Z zanurzaniem głowy pod wodę mamy jeszcze pewne problemy.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-timkA1tkcGs/VgUTzwy3kbI/AAAAAAAAAyo/We5VOaMYjTE/s1600/IMG_20150921_105630.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://4.bp.blogspot.com/-timkA1tkcGs/VgUTzwy3kbI/AAAAAAAAAyo/We5VOaMYjTE/s320/IMG_20150921_105630.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Stach z gadaniem cały czas kiepsko, za to pieluchy zakładamy jedynie na noc (no i w drodze też zakładaliśmy, żeby awarii nie było) - pełna duma.<br />
Panna Lulu tęskniła za przedszkolem, ale o trzech dniach chodzenia jej się znudziła i już nie chce. I dostała katar... a całe wakacje zdrowa była... makabra.dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-14326319017081682232015-08-28T11:46:00.000+02:002015-08-28T11:46:15.048+02:00Miś kontra prosiaczekPanna Lulu ma misia, kochanego, do spania i przytulania. Tuż przed wyjazdem nad morze miś zniknął... jak kamień w wodę... panienka go gdzieś wyniosła. Po czym wzięła prosiaczka i stwierdziła, że teraz będzie spać z nim. Bez spazmów, ryków, tęsknoty, wybrała sobie inną zabawkę i tyle. Nie za bardzo wiedziałam jak to traktować, czy cieszyć się, że dziecko nie przywiązuje się zbytnio do przedmiotów, czy smucić, że takie rzeczy są jej emocjonalnie obojętne.<br />
Po powrocie miś się znalazł, ale Panna Lulu stwierdziła, że już go nie potrzebuje. Zrobiło mi się przykro i powiedziałam, że w takim razie ja będę z nim spać. I spałabym do dziś (bo fajny to jest miś), ale po kilku dniach Panna Lulu zmieniła zdanie. Zdecydowała, że woli misia i że go "kocha". Chyba wolę, żeby trochę się do takich rzeczy przywiązywała.<br />
Za to Stach nie przejawia jakichkolwiek emocji wobec przytulanek. Jest jeden piesek, do którego ostatecznie raz na jakiś czas się przytuli, ale bez szału. Stach kocha tylko swoje samochody i uwielbia zdejmować im opony. Niestety ostatnio ze zgrozą odkryłam, że on te opony pożera.<br />
Wróciliśmy z jednych wakacji i zaraz jedziemy na następne. Byliśmy nad naszym pięknym polskim morzem i stwierdziliśmy, że... nigdy więcej do kurortów nie pojedziemy. Trzeba wybierać jakieś odludzie, bo od nadmiaru tanich rozrywek i amatorów plażowania głowa zaczyna boleć. Dzieci każdego dnia musiały zaliczyć pół godziny na dmuchańcach, lody i frytki. Morze niestety było zbyt zimne na kąpiele, co nie przeszkadzało jednak dzieciakom moczyć co najmniej dwóch zmian odzieży, za każdym razem kiedy znaleźliśmy się na plaży.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-zdlejqBXwuU/VeAs9skWwzI/AAAAAAAAAxg/QfYR3X2xbNM/s1600/IMG_20150828_110920.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://1.bp.blogspot.com/-zdlejqBXwuU/VeAs9skWwzI/AAAAAAAAAxg/QfYR3X2xbNM/s320/IMG_20150828_110920.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
W ramach atrakcji, gdy pogoda akurat nie dopisała, pojechaliśmy na basen. Panna Lulu i Stach uwielbiają wodę i z zacięciem się w niej pluskają ucząc się pływać przy okazji. Długo omijaliśmy baseny szerokim łukiem, bo choróbska przedszkolne nie chciały się odczepić, ale przedszkola nie było, dzieci zdrowe...<br />
Bez tego przedszkola Panna Lulu i Stach bardzo się do siebie zbliżyli. Cały czas spędzają praktycznie razem, bawią się wspólnie, opiekują sobą, przytulają, dzielą się różnymi rzeczami (choć nigdy ich do tego nie zmuszałam... sami z siebie), coraz lepiej radzą sobie z konfliktami (bez niczyjej pomocy). Stach jest wpatrzony w siostrę, często słucha jej poleceń i bawi się w wymyślone przez nią zabawy. Mimo problemów z komunikacją (Stach ma jeszcze bardzo ubogie słownictwo, większość rzeczy to "kaka" albo "kuku") całkiem nieźle im idzie.<br />
Stach w ogóle jest niesamowity, bo w naśladowaniu Panny Lulu zaszedł tak daleko, że właściwie się odpieluchował. Siada na nocnik prawie za każdym razem kiedy chce się załatwić, jak jesteśmy gdzieś poza domem sygnalizuje swoje potrzeby. Poszło błyskawicznie, mam nadzieję, że żadnych buntów nocnikowych nie będzie.<br />
A blog zdaję się skończył właśnie cztery lata... sto lat! (nie, tyle na pewno nie będę go pisać:)dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-16310275934365016202015-07-21T07:24:00.002+02:002015-07-21T07:24:41.041+02:00Tracę serceNo wiem, spóźniam się z wpisami... i ogólnie tracę serce dla bloga... no bo brak czasu... wiem, że to wspaniała pamiątka, ale komu się to będzie chciało tak na prawdę czytać? Nie chcę jeszcze podejmować decyzji o zakończeniu pisania, ale nie obiecuję regularności. Ostatnie wpisy to i tak głównie narzekanie na dzieci... czyli nic fajnego. Koleżanka to skwitowała "takie życie"... takie życie.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-IzyfJciddcg/Va3XH3a4EYI/AAAAAAAAAv4/ETJCtcGGAEo/s1600/IMG_20150721_071403.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://1.bp.blogspot.com/-IzyfJciddcg/Va3XH3a4EYI/AAAAAAAAAv4/ETJCtcGGAEo/s320/IMG_20150721_071403.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
A dzieci w miarę zdrowe, jedzą nawet nieźle (zwłaszcza lody), rosną, śpią (za krótko) i jakoś sobie ten czas leci. Panna Lulu wakacyjnego przedszkola nie polubiła, za każdym razem jak po nią przyjeżdżałam bawiła się sama, więc jak tylko dostała katar to zdecydowałam, że już dłużej chodzić nie będzie (cała nadzieja w babciach). Stach ma problemy z wieczornym zasypianiem, co skutkuje tym, że sama chodzę późno spać i się nie wysypiam (i patrzcie - znowu marudzę).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-Rz79NwIy1Rs/Va3XCNYNLSI/AAAAAAAAAvw/vDk3T8VEkgk/s1600/IMG_20150721_071219.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://1.bp.blogspot.com/-Rz79NwIy1Rs/Va3XCNYNLSI/AAAAAAAAAvw/vDk3T8VEkgk/s320/IMG_20150721_071219.jpg" width="320" /></a></div>
<br />dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-25250853737099898702015-06-25T14:17:00.004+02:002015-06-25T14:18:12.677+02:00Po pierwsze: wysłuchaćBył czas kiedy jeździłam po Pannie Lulu i marudziłam, jak to ona potrafi marudzić. Teraz przechodzę okres posypywania głowy popiołem. Ok, po prosu mam refleksje.<br />
<div>
Ostatnio zdarzyły się dwie sytuacje, które otworzyły mi oczy i spowodowały, że się zawstydziłam... nieco. Sytuacje były w miarę standardowe, znaczy często się takie coś u nas zdarza, choć bez happy endów, czyli morału: </div>
<div>
Sytuacja nr 1. Panna Lulu jest ze mną na placu zabaw przy przedszkolu. Już ją odebrałam i teraz bujam ją na huśtawce (twierdzi, że sama nie umie). Panienka karze mi iść na górkę. Mnie nie bardzo się chce, a poza tym nie podoba mi się jej ton, więc protestuję. Panienka zaczyna się wściekać. Proponuję, żebyśmy poszły razem - nie, albo ja pójdę, a ona do mnie dołączy - bez odpowiedzi. Idę więc, żeby przestała się pruć w nadziei, że do mnie przyjdzie. Nie przychodzi, stoję na górce jak debilka, wracam. Panna Lulu protestuje, bo nie doszłam do piasku. Po chwili ciskania gromów z obu stron idę na ten piasek w nadziei, że tym razem pójdzie za mną i problem się skończy. Nie idzie, ja wracam - ryk. Wkurzam się, zgarniam panienkę, wracamy do domu. Ryk jest w samochodzie jeszcze długo po tym jak stanęłyśmy pod domem.</div>
<div>
Poczekałam aż się wyciszy i poszłam z nią pogadać. Wtedy powiedziała mi to, co naprawdę chciała mi powiedzieć na placu zabaw: żebym sobie poszła gdzieś dalej, bo ona chce bawić się sama. Ja oczywiście odebrałam to jako próba rozkazywania matce i badania granic. </div>
<div>
Czego się nauczyłam: że trzeba słuchać dziecka i pomagać mu sformułować myśli bardziej precyzyjnie, bo czasem samemu jeszcze nie potrafi. I nie jest dobrze zakładać coś z góry, zwłaszcza sugerować się narzuconymi sloganami, takimi jak choćby "przekraczanie granic". </div>
<div>
Sytuacja nr 2. Jest wieczór, kładziemy się spać, przed tym jednak trzeba umyć zęby. Panna Lulu często w tym momencie zaczyna grymasić. Tum razem zamiast robić to, co powinna napuszcza sobie wody do umywalki... zimnej... jest podziębiona. Interweniuję, najpierw tłumaczę, wylewam jej wodę, więc się wścieka. Jest już zmęczona i wymyśla sobie różne przeszkody...płacze i krzyczy... to dość powszechne... niestety. Mnie to zaczyna denerwować, brakuje mi cierpliwości, więc wychodzę, zaczynam zajmować się Stachem. Panna Lulu wpada do sypialni z płaczem, że ona chce myć zęby z mamą. Idę z nią, bo wiem, że mnie potrzebuje. Okazuje się, że ta umywalka pełna wody jest po to, żeby mogła sobie wypłukać usta po myciu zębów (niedawno się tego nauczyła, wcześniej połykała całą wodę). Wystarczyło przynieść jej kubeczek i konflikt został zażegnany.</div>
<div>
Czasem trzeba wyjść i ochłonąć, dziecko też potrzebuje chwilę, żeby się wyciszyć. Najważniejsze jednak, żeby spróbować zrozumieć malucha i jego zachowania, czasem zupełnie dla nas abstrakcyjne, dla niego mają głęboki sens... ot różnice międzypokoleniowe.</div>
dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-38262312060760214032015-06-17T11:47:00.000+02:002015-06-17T11:47:05.181+02:00Uwolnić matkęSyn odstawiony... fizycznie... ale nie mentalnie. Przez tydzień było spokojnie, byliśmy nad morzem, Stach nawet piachu nie brał do buzi... ogólnie miło. Trochę go wietrzysko wkurzało i się wtulał w matkę, ale to był dopiero przedsmak. Spał z Maćkiem i tylko nad ranem wołał najpierw "kuku" (znaczy: sok poproszę), a potem "mama" i przychodzili do sypialni dam (bo ja z kolei spałam z Panną Lulu).<br />
Po powrocie miał Stach jakiś kryzys, dostał temperaturę i od tego się zaczęło. Teraz nie odstępuje mnie o krok i nie wystarczy obecność, musi być bliskość i to totalna. Zachodzi mi drogę i żąda by go wziąć na ręce, wtula się w dekolt i nie daje się oderwać. Jak nie dostaje tego co chce to zaczyna się awanturować.<br />
No właśnie, na marginesie dodam, że zaczął mu się bunt dwulatka chyba, bo jak mu coś nie odpowiada to się kładzie na podłożu (cokolwiek to jest: podłoga, trawa, ziemia, kostka betonowa w leśnym barze) i tupie nogami wyjąc. Wściekać to on się umie, czeka nas powtórka z rozrywki.<br />
Oczywiście pozwalam mu się wtulać i sama też tulę, bo rozumiem, że potrzebuje. Nawet w toalecie biorę go na kolana... no trudno.<br />
Ale najgorsze w tym nie jest to ciągłe wiszenie na matce i ograniczanie jej swobody ruchu, ale to, że jak matka zniknie, to problem też znika i syn jest super ekstra pogodny i zadowolony... i zrozumieć tu faceta.dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-51810101114299970582015-05-26T10:49:00.000+02:002015-05-26T10:49:06.224+02:00Moja kompetentna Panna LuluSpóźniłam się z tym wpisem całkiem konkretnie, powinien być 20-tego, ale przynajmniej podbuduję swoje matczyne ego.<br />
Sięgnęłam ostatnio po raz kolejny po książkę Jespera Juula "Twoje kompetentne dziecko" i nagle wszystko stało się jakieś łatwiejsze. Czytałam to kiedy panienka była malutka i mało co mogłam wtedy odnieść do naszych relacji. Teraz jest zupełnie inaczej, teraz pasuje jak ulał. Bo panna Lulu jest kompetentna i mądra i mimo, że czasem jedzie po bandzie, to wcale nie trzeba się tak na nią wściekać. Robiło się już nieciekawie, bo panienka roszczeniowa się zrobiła, a matka też buntowniczka i rozkazów nie lubi. Ale odpuściłam i nagle ona też odpuściła i jest super, czasem jeszcze jakaś mała awanturka się zdarzy, ale ogólnie się uspokoiłyśmy. Panna Lulu zrobiła się bardziej pogodna, częściej się uśmiecha (i jak ładnie) i wszyscy szczęśliwi, choć cały czas się uczę.<br />
I przedszkole polubiła. Nie ma już problemów z wyjściem, są za to z powrotami. Ostatnio zostałam cofnięta do domu, bo Panna Lulu chciała się jeszcze bawić... ok. Chyba mnie to cieszy.<br />
Wspomnieć też chciałam, że panience się czasy mocno mylą i wczoraj znaczy jutro, a jutro wczoraj, i "byłam jutro" jest na porządku dziennym. Trzeba o tym wiedzieć, żeby się dogadać, bo ostatnio płakała, że przyjechałam "za późno", ale doszłyśmy że jednak "za wcześnie" (to z przedszkola).<br />
Tak to trzeba się uczyć komunikacji z własnym dzieckiem, żeby wszystkim żyło się lepiej. A Panna Lulu uczy się komunikacji z przyrodą:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-J33ZUMFtbd0/VWQy1jU-d_I/AAAAAAAAAtA/U_PLFeycdCI/s1600/IMG_20150517_171817.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://3.bp.blogspot.com/-J33ZUMFtbd0/VWQy1jU-d_I/AAAAAAAAAtA/U_PLFeycdCI/s320/IMG_20150517_171817.jpg" width="320" /></a></div>
<br />dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-82326664775854995582015-05-17T17:43:00.004+02:002015-05-17T17:43:52.027+02:00OdstawianieOdstawiam, ostro odstawiam... a właściwie łagodnie odstawiam, ale odstawiam, klamka zapadła. Synowi się to nie podoba, raz się bardziej buntuje raz mniej, mam nadzieję, że nie cierpi. Już go nie karmię na dobranoc, przytulam, bujam, daję niekapek z wodą (mlekiem pluje) i zasypia. I nawet śpi nieźle i do rana i dopiero nad ranem jeszcze ssie matczyną pierś, choć pierś już mocno wysuszona.<br />
I czasem się domaga i zagląda mi za dekolt i krzyczy i jest niezadowolony, ale wtedy tłumaczę i przytulam i liczę, że kiedyś zrozumie.<br />
Z Panną Lulu było łatwiej, sama zrezygnowała, wybrała niekapek z mlekiem i było po sprawie. Ale panienka była smokowa i karmiona z nakładkami (idiotyczny był to pomysł, ale cóż).<br />
I choć trochę mi żal, to przecież bliskość mamy przytuleniową i bardzo często i zażyłość wielką, więc jakoś to przetrwamy.<br />
Z mlek Stachowi zostaje więc ulubione ostatnio mleko w proszku w formie proszku (nawet niewielka ilość wody nie wchodzi w grę), innego nabiału nie przyjmuje, nawet ulubiona zupa zabielona nie nadaje się do jedzenia (nie, nie jest uczulony, po prostu nie lubi).<br />
A tak poza tym, to mamy dwa nowe słowa: "lyba" i "blaba" (czyli ryba i żaba), reszta słów obraca się wokoło: koko, kako, kaka, jodłuje również pierwszorzędnie i wydaje kapitalny dźwięk imitujący motor, którego zupełnie nie potrafię powtórzyć nie plując się (Stach pozostaje suchy).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-qG7PCMn2BEo/VVi3DfyzvwI/AAAAAAAAAsY/ugy4OKosxMs/s1600/IMG_20150517_171643.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="http://3.bp.blogspot.com/-qG7PCMn2BEo/VVi3DfyzvwI/AAAAAAAAAsY/ugy4OKosxMs/s320/IMG_20150517_171643.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
A z doniesień wiosennych: Stach żadnemu kwiatkowi nie popuści, drżyjcie babcine grządki.dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6844039947197837149.post-6014704423990527702015-04-22T12:31:00.001+02:002015-04-22T12:31:49.308+02:00Przypadki przedszkolne matki i córkiNie lubiłam przedszkola. Czułam się tam zagubiona, samotna. Miałam potrzebę posiadania przyjaciółki od serca, a w przedszkolu nikogo takiego nie mogłam znaleźć.<br />
Panna Lulu w opowieściach przedszkolnych rzadko wspomina o konkretnych dzieciach. Kiedyś bawiła się z Wiktorią i Nadią, teraz o nich cicho. Ostatnio jednak wspomniała o Ani, że to jej ulubiona koleżanka. Ania jest drobniejsza niż inne dzieci i od przedszkolanek słyszałam, że Panna Lulu Ani pomaga, na przykład w łazience odkręcić wodę. Może więc jest szansa na jakąś przyjaźń:) Cieszę się, że jest panienka taka opiekuńcza. Czasem w stosunku do Stacha też taka bywa.<br />
Ostatnio nie lubi chodzić do przedszkola, marudzi przed wyjściem z domu. Miała co prawda przerwę spowodowaną chorobą, ale wcześniej tak nie nie było. Zaniepokoiłam się, bo był czas, że Panna Lulu padła ofiarą prześladowań ze strony kolegi z grupy. Nie podobało jej się to i nie traktowała tego jak zabawę (wiem, bo pytałam). Na szczęście konflikt szybko został zażegnany.<br />
Na szczęście tym razem nie o to chodzi. Tym razem chodzi i ilość dzieci. Pokończyły się choróbska i teraz do przedszkola chodzi prawie cała grupa, a nie pół, jak do tej pory. I Pannie Lulu się to nie podoba. Za duży tłum, ja to rozumiem.<br />
Zastanawiałam się dlaczego tak naprawdę nie udało mi się w tym przedszkolu zaprzyjaźnić, bo przecież jak się tam spędza tyle czasu, to się nie da nie znaleźć kogoś bliskiego. Okazało się, że ja chodziłam bardzo rzadko i na bardzo krótko... ot i odpowiedź. Mam nadzieję, że panienka nie będzie miała złych wspomnień z tego okresu.<br />
dietetyk Magdahttp://www.blogger.com/profile/12785513900687340822noreply@blogger.com0