Być eko


Czyli kilka słów o oszczędzaniu i byciu świadomym tego i owego.

Oszczędzanie wody

Niełatwo jest być eko na co dzień. Zwłaszcza, gdy dorastało się w PRL-u gdzie nikomu do głowy nie przyszło oszczędzać wodę, prąd i gaz, a rzucanie papierków na trawnik było przejawem buntu przeciw władzy.  Skupiamy się na większych sprawach: pieluszkach wielorazowych, biodegradowalnych detergentach, czy segregacji śmieci, a zapominamy o drobiazgach. Postanowiłam zrobić listę tych drobnych zachowań, które są eko. Chcę również zrobić rachunek sumienia i przyznać się do drobnych eko – grzeszków. 
Zaczynam mini cykl postów o byciu ekorodzicem i nie tylko… byle eko:) Na pierwszy ogień idzie woda. Wodę marnujemy w sposób okropny i bezmyślny. Musimy pamiętać, że proces jej uzdatniania, a potem oczyszczania jest energochłonny i mocno nadwyręża środowisko naturalne.
kąpiel – przy myciu oczywiście woda jest zakręcona, nie leci cały czas bez sensu, no i ma się rozumieć prysznic, nie wanna.
zmywanie – zmywarka byłaby bardziej oszczędna, ale niestety nie mamy na nią miejsca, za to staram się najpierw naczynia zalać, potem umyć (woda w tym czasie jest wyłączona), a dopiero potem spłukać – najlepiej zimną wodą, żeby nie marnować prądu (bardzo praktyczne jeżeli chodzi o szkło – nie zostają kropki). 
perlator – to takie urządzenie (specjalne sitko przy wylocie kranu) do napowietrzania wody, dzięki niemu zużywa się jej mniej, bo perlator miesza ją z powietrzem.
cieknące krany – nie zdzierżyłabym nieustannego kapania (nie tylko ze względów na ekologię), na szczęście mam w domu złotą rączkę, która naprawi jakby co.
pranie – teraz niestety nie ma mowy o oszczędzaniu – pranie chodzi na okrągło, ale wcześniej często wstawiałam program eko, w którym zmniejszony jest pobór prądu i wody, kiedyś też prałam wyłącznie w 40 stopniach (teraz w 60 – i tak lepiej niż jakbym gotowała).
toaleta – genialnym rozwiązaniem jest spłukiwanie tzw. szarą wodą, czyli wodą użytą wcześniej np. do prania; na razie nie mamy takiego rozwiązania, ale jeżeli będziemy się rozbudowywać – kto wie. Bardzo ekologiczne jest też siusianie pod prysznicem…
picie – dobrze by było zrezygnować z kupnej wody mineralnej – jej produkcja nie jest eko, nie dość, że produkowana jest góra śmieci (z Bogiem sprawa, jeżeli butelki są przetwarzane jako surowce wtórne, ale w ilu procentach są?) to jeszcze transport – spaliny, zużycie paliw kopalnych itp. Mamy niedaleko ujęcie wody głębinowej, musimy się zebrać (lenie z nas straszne) i zamiast kupować, jeździć po wodę właśnie tam (od wiosny, bo niedługo ujęcie zakręcą na zimę).
pieluchy – z jednej strony pranie pieluch wielorazowych łączy się ze zużyciem wody, ale i tak piorę je z innymi rzeczami, gdybym ich nie używała robiłabym jakieś jedno pranie tygodniowo mniej; z drugiej jednak do produkcji pieluszek jednorazowych zużywa się ogromnych ilości wody (nie mówiąc już o innych świństwach) – myśląc globalnie – jestem na plus:).
produkty niebielone – do bielenia papieru i tkanin zużywa się ogromne ilości wody, niestety trudno jest takie produkty znaleźć na półkach naszych sklepów, ja używam niebielonych pieluszek tetrowych i niebielonego papieru toaletowego.
podlewanie – ogródkiem zajmuje się Mama Maćka, ona też jest eko – ma za domem wielką beczkę na deszczówkę i to nią podlewa swoje wypielęgnowane grządki. 

Oszczędzanie prądu

Zacznijmy od tego, że nie ma czystej energii… no może słoneczna, o ile nie zajmuje ogromnych przestrzeni i ewentualnie geotermiczna. Elektrownie wiatrowe powstają w miejscach w których niejednokrotnie trzeba wyciąć las, hałasują, szpecą i są niebezpieczne dla ptaków. Elektrownie wodne dzielą rzeki, przez co zwierzęta nie mogą swobodnie się przemieszczać i zmieniają środowisko po obu stronach. W elektrowniach jądrowych powstają niebezpieczne odpady (choć nie jestem przeciwna ich budowaniu, jak większość ekologów). O szkodliwości elektrowni – spalarni nie muszę chyba wspominać. Dzisiaj drugi odcinek mojego cyklu o byciu ekologicznym w życiu codziennym. Tym razem pod lupę biorę prąd. Piszę jak go oszczędzać i przyznaję się do drobnych eko – grzeszków. 
światło – najlepiej byłoby palić jak najmniej i tylko energooszczędnymi żarówkami. To drugie jest dużo łatwiejsze do wykonania, prawie wszystkie żarówki w naszym domu są energooszczędne. Gorzej u nas z oszczędnym zapaleniem światła, bo niestety w kuchni nie ma okna… a ja tam sporo czasu spędzam… bo lubię (i gotować i podjadać).
- stand-by – z tym też u nas nienajlepiej, wieża nie posiada możliwości wyłączenia jej całkowicie, dioda pali się non-stop, musiałabym z prądu wyłączać. Nie zawsze też pamiętam żeby wyłączyć stand-by w monitorze i odłączyć od prądu laptopa – biję się w pierś, moja wina… obiecuję poprawę.
- ładowarki – coś tam podobno ciągną jak je zostawić w gniazdku, nawet bez sprzętu z drugiej strony… jak to trzeba na wszystko uważać.
- hibernacja – nasze komputery dość szybko przechodzą w stan hibernacji, a plan zasilania ustawiony jest na zrównoważony (na oszczędnym niestety jest dla mnie za ciemno).
- ciepła woda – pisała łam o tym szerzej przy okazji oszczędzania wody, przypomnę: przy myciu oczywiście woda jest zakręcona, nie leci cały czas bez sensu, a przy zmywaniu staram się najpierw naczynia zalać, potem umyć (woda w tym czasie jest wyłączona), a dopiero potem spłukać – najlepiej zimną wodą, żeby nie marnować prądu (bardzo praktyczne jeżeli chodzi o szkło – nie zostają kropki). Dobrze jest też zaizolować rury z ciepła wodą, a przy dużych przestrzeniach zainstalować oddzielny podgrzewacz w kuchni – przy małych rozmiarach naszego domku nie mamy na razie tego problemu.   
- sprzęt AGD – najlepiej, żeby był maksymalnie energooszczędny i żeby nie włączać go bez sensu – na przykład nie gotować w kółko tej samej wody w pełnym czajniku.
- ogrzewanie – ogrzewanie mieszkania, czy domu na prąd jest również bardzo drogie, więc na szczęście rzadkie. My grzejemy się przy kominku :) - co nie jest szczególnie eko. 
- fryzura – mam ponoć fryzurę nieekologiczną, czyli długie włosy, z jednej strony oszczędzam wodę i prąd w salonie fryzjerskim, ale niestety marnuję to samo w domu, latem raczej nie suszę włosów suszarką, ale niestety jesienią, zimą i wiosną się nie da. 

Kwestia śmieci

Najbardziej ekologiczny transport to własne nogi, no ewentualnie nogi jakiegoś zwierzęcia (konia, osła, wielbłąda, słonia – w zależności od długości i szerokości geograficznej). Rower jest już trochę mniej ekologiczny – wszakże w procesie jego produkcji trochę się tę naturę nadwyręża. Za to można pokonywać znacznie szybciej większe przestrzenie… i ile radości. Dawno nie jeździłam na rowerze, zraziłam się niewygodnym siodełkiem na moim góralu, a potem zaszłam w ciążę, w ciąży jak wiadomo nie powinno się jeździć na rowerze. Ale planuję na wiosnę… powrót w wielkim stylu.  Śmieci nas zalewają. Niewielkim problemem są te, które łatwo ulegają biodegradacji, gorzej z tworzywami sztucznymi, szkłem czy metalami. Zwłaszcza, ze są to cenne surowce, które można wykorzystać ponownie. Wierzę w postęp nauki i w to, że kiedyś jakieś super bakterie czy grzyby rozłożą i przetworzą wszystko w krótkim czasie. Na razie jednak środowisko obciążane jest tonami odpadków. 
- segregacja – to oczywiście podstawa, trzeba jednak segregować świadomie. Ja zostałam „przeszkolona” przez pana z firmy gospodarującej odpadami przy podpisywaniu umowy, ale większość osób (zwłaszcza tych mieszkających w blokach) nie wie dokładnie co może segregować. Bo do przetworzenia nie nadaje się każdy papier czy plastik. Segregowane opakowania powinny być czyste (ja myję je pod zimną wodą) i jeżeli to możliwe – zgniecione przed wyrzuceniem. Firma która odbiera moje śmieci nie przetwarza niestety opakowań kartonowych po napojach – dlatego bardzo rzadko napoje w takowych kupuję. Segregujemy więc:     
  + plastik – butelki (najlepiej bez nalepek), torby (czyste)
  + papier – gazety i/lub czasopisma;), książki (choć to grzech), zeszyty, katalogi (i inne reklamy), worki papierowe, koperty – papier nie może być brudny, zatłuszczony czy poklejony
  + szkło – butelki i słoiki bez kapsli i nakrętek
  + aluminium – puszki, drobny złom, folia aluminiowa (czysta)  
- kompost – jak się ma domek z ogródkiem dobrze jest mieć też kompostownik. My mamy, wyrzucam tam śmieci organiczne (obierki itp.) i resztki jedzenia (tymi dość szybko zajmują się okoliczne zwierzaki). Przyznaję się bez bicia – nie zawsze to robię. 
- papierek na trawniku – szlag mnie trafia, jak widzę coś takiego, nie mówiąc już o tym jak bardzo zaśmiecone są nasze lasy. W dużej mierze jest to wina samorządów – jak nie ma koszy na śmieci na ulicach w parkach i na osiedlach, to jak się mają ludzie nauczyć do nich coś wyrzucać? A za wyrzucanie śmieci do lasu wlepiałabym jakieś gigantyczne kary… tylko kto by tego pilnował. Chyba dopiero nasze dzieci, jeżeli je tego nauczymy, zaczną szanować wspólną przestrzeń.
- wielorazowo – żeby produkować jak najmniej śmieci dobrze jest używać produktów wielorazowych. Nie mogę nie wspomnieć o pieluszkach, które skutecznie używam :) Niestety nie udało mi się namówić Maćka, żeby używał wielorazowe pudełko śniadaniowe – używamy papierowe torebki. 

Ekologiczny transport

Przechodzimy powoli do jednego z najmniej ekologicznych środków transportu – samochodu, ale najpierw jeszcze kilka słów o transporcie publicznym. Jest on niewątpliwie bardziej ekologiczny niż samotne przemierzanie szos i ulic – w końcu tym samym pojazdem jeździ od kilku do kilkudziesięciu osób. Samorządy sukcesywnie wymieniają stare kopcące niemiłosiernie modele na nowsze, często dostosowane do jazdy na biopaliwach. Dla mieszczańskich płuc lepsze są oczywiście tramwaje i trolejbusy napędzane prądem, ale zważywszy, że większość energii w naszym pięknym kraju pochodzi z elektrowni węglowych i tak syf idzie do atmosfery.
Przyznaję bez bicia, że jeżdżę samochodem. To kwestia przyzwyczajenia i odległości, które trzeba pokonywać. Na szczęście mam mały samochód z małym silnikiem, który odpowiednio mało spala. Niestety benzynowy, czyli w sumie najmniej ekologiczny, bo diesel jest bardziej oszczędny (mniejsze spalanie oleju napędowego w porównaniu ze spalaniem benzyny) a podczas spalania gazu (LPG) do atmosfery idzie mniej świństw (tlenków siarki, ołowiu, azotu, aldehydów, węglowodorów aromatycznych itp.). Popularne ostatnio biopaliwa mogłyby być alternatywą paliw kopalnych, ale niestety rachunek ekonomiczny psuje wszystko. Producenci używają najczęściej do ich wyrobu oleju palmowego (dużo tańszego od rzepakowego) uzyskiwanego z palm uprawianych na terenach powstałych po wycince lasów deszczowych – wątpliwa to ekologia.
Jestem przekonana, że istnieją już technologie umożliwiające jazdę zdrową, tanią i ekologiczną… niestety, dopóki rynek ropy naftowej jest taki dochodowy, nic się nie zmieni… wiadomo – korporacje… i OPEC. Hybrydy na razie spalają całkiem sporo, więc z ekologią mają mało wspólnego, a samochody elektryczne też średnio – zależy skąd jest brany prąd.    
Ponieważ niewiele mamy na razie alternatyw trzeba się skupić na tym, aby jeździć jak najbardziej eko (i ekologicznie i ekonomicznie). A można tego dokonać dbając by samochód był sprawny technicznie; pilnując, by ciśnienie w oponach było takie, jak producent nakazał; nie jeżdżąc na zbyt wysokich obrotach (optymalnie 2 – 2,4 tysiąca); nie gazując bez potrzeby; hamując silnikiem (jazda na luzie podobno wcale nie jest bardziej ekonomiczna); włączając klimatyzację, tylko jeżeli istnieje taka konieczność (niemiłosierny upał) i nie montując bagażników na dachu (no chyba, że bez bagażnika na dachu się nie da, ale wtedy po podróży szybko zdemontować). 

Świadome zakupy

Kilka słów o ekologicznym kupowaniu, świadomym i przemyślanym:

minimalizm – bo tak naprawdę po co nam to wszystko? Skrajni minimaliści ograniczają się do posiadania 100 rzeczy i dobrze im z tym. Jest to nurt przeciwstawny konsumpcjonizmowi (kup, kup, kup) i ma sporo wspólnego z downshiftingiem (o którym pisałam). Minimalizm to stawianie na jakość, a nie na ilość.
Fair Trade (sprawiedliwy handel) to zorganizowany ruch konsumentów, firm i organizacji pozarządowych, który ma na celu pomoc drobnym wytwórcom w krajach Trzeciego Świata. Podstawowym założeniem Fair Trade jest oferowanie lepszych warunków handlowych oraz ochrona praw drobnych producentów i pracowników z krajów Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej. Poza korzystną ceną, wytwórcy otrzymują od partnerów handlowych wsparcie merytoryczne i technologiczne, aby móc prowadzić swoją działalność w sposób bezpieczny dla ludzi i środowiska, oraz rozwijać swoją społeczność na zasadach demokratycznych. Działania te mają na celu obronę praw producentów i pracowników, a także walkę z nędzą najuboższych regionów świata. Konsumentom w krajach wysoko rozwiniętych Sprawiedliwy Handel pozwala kupować produkty, które gwarantują, że ludzie, którzy pracowali przy ich powstawaniu, byli uczciwie traktowani i wynagradzani. Trafiłam na sklep z produktami Fair Trade, niestety nie są one na każdą kieszeń… czyżby dystrybutorzy działali nie do końca fair?
Made In China – większość produktów dostępnych na naszym rynku pochodzi z Chin, Indii, Indonezji, Bangladeszu itp. Wszystko przez tanią siłę roboczą. Co to znaczy? Niestety tani pracownik nie jest szczęśliwym pracownikiem i nie mam tu na myśli jedynie obozów pracy, ale zwyczajnych fabryk. Ludzie pracują tam w potwornych warunkach po kilkanaście godzin dziennie  za bardzo niskie wynagrodzenie ledwo starczające na przeżycie (nie będę się tu rozpisywać – przeczytajcie sobie No Logo Naomi Klein). A wielkie korporacje umywają ręce, bo to nie one są tak naprawdę producentami, dają tylko wytyczne i markę… no i oczywiście zarabiają krocie. Próbowałam kiedyś nie kupować produktów wyprodukowanych w tamtych rejonach. Na dłuższą metę jest to bardzo trudne i choć się staram, czasem jednak mi się zdarzy. Jest szansa, że coraz większa świadomość tamtych ludzi, a także bojkoty konsumenckie zmienią coś w traktowaniu tych najczęściej nieświadomych skali wyzysku ludzi. 
drugi obieg – przedmioty potrafią mieć długi żywot, te używane mogą zostać przekazane dalej lub odsprzedane i służyć kolejnym osobom. Rzeczy używane można dostać w second-handach, pchlich targach i aukcjach internetowych. Coraz powszechniejsze stają się szafingi, czyli wymiana ciuchów, książek i innych przedmiotów między uczestnikami imprezy. Dzięki takiej formie można odświeżyć garderobę czy bibliotekę bez potrzeby kupowania nowych rzeczy. Warto szukać używanych ubranek dla dzieci, bo szybko z nich wyrastają i nie są zniszczone. Z jednej strony są tańsze, a z drugiej zdrowsze – bo już wypłukano z nich szkodliwe detergenty i barwniki.   
wielorazowo – dużo oszczędniej – zarówno dla kieszeni, jak i środowiska jest używanie produktów wielorazowych. Najczęściej produkty jednorazowe nie podlegają recyclingowi i dodatkowo niewiele z nich jest łatwo biodegradowalnych. Dlatego do sklepu dobrze wybrać się z własnymi torbami na zakupy, używać zwykłych naczyń i sztućców… no i oczywiście pieluszek wielorazowych:)
lokalni producenci – z jednej strony są to ludzie, którzy codziennie walczą o swój byt z wielkimi korporacjami i opierają się globalizacji, z drugiej nie ma potrzeby ponoszenia nakładów na transport. Ograniczenie transportu to zmniejszenie zużycia paliw kopalnych, a w przypadku owoców i warzyw brak potrzeby używania środków konserwujących. Dla mnie kupowanie od rodzimych producentów to element lokalnego patriotyzmu.
etykiety – warto je czytać zwłaszcza, jeżeli chodzi o produkty spożywcze i kosmetyki. Kiedy zaczęłam to robić przeraziło mnie co producenci potrafią wpakować np. do jogurtu. Często nazwy pojawiające się na opakowaniach nic nam nie mówią. To trochę zachodu, ale warto poczytać (w Internecie jest dużo informacji) co może być dla nas szkodliwe i unikać takich produktów.
opakowania – najlepiej kupować produkty bez opakowań, bo po co produkować śmieci. Niestety rzadko tak się da, nawet na rynku wsadzają wszystko do plastikowych torebek tak szybko, że nie zdążę wyciągnąć mojej wielorazowej płóciennej torby. Jeżeli już musimy, wybierajmy opakowania, które można powtórnie przetworzyć, a w ostateczności te łatwiej ulegające biodegradacji (papierowe). Ważnym krokiem w zmianie świadomości konsumentów było wprowadzenie płatnych toreb w super i hipermarketach.  
gazety i książki – najbardziej ekologicznie byłoby ich nie kupować. Gazety można przecież czytać w Internecie, pojawiają się też e-booki. Tak jak w kwestii gazet i czasopism jestem gotowa zrezygnować z wydruków, tak z książek nie zrezygnuję. Najlepiej, kiedy gazety, magazyny i książki drukowane są na cienkim papierze z makulatury albo niebielonym. Denerwują mnie ciężkie tomiska w twardej oprawie z grubymi bielutkimi stronami, ciężko się takie coś czyta. Kolejnym problemem są podręczniki szkolne – na kredowym papierze ciężkim jak nie wiem co – potem się dziwimy, że dzieciakom się kręgosłupy krzywią. Rozwiązaniem może być współczytelnictwo. Pożyczajmy książki, wymieniajmy się przeczytanymi już czasopismami, a może mniej lasów będzie trzeba wyciąć.   

4 komentarze:

  1. Hej nie mogłem znaleźć kontaktu do Ciebie - być może, źle szukałem:)
    Jestem autorem bloga o gospodarce odpadami. Od jakiegoś już czasu ubolewam nad faktem, że blogi ekologiczne nie tworzą konkretnej i wyraźnej blogosfery.
    Wszyscy znają blogi modowe, blogi o marketingu jednak blogosfera ekologiczna jest mocno niezintegrowana. Chciałbym to zmienić i zjednoczyć blogosferę ekologiczną. Jeśli chcielibyście Państwo również zacieśnić eko-blogowe więzi to zapraszam do grupy Blogi EkoLogiczne https://www.facebook.com/groups/337534159761406/

    Nie jest to spam, przynajmniej nie tak powinno to wszytko wyglądać - po prostu chciałbym by blogosfera ekologiczna zaczęła mieć własną świadomość. Być może robię to nieudolnie, ale od czegoś trzeba zacząć:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ważne jest przy oszczędzaniu energii aby robic to ekologicznie. Jeśli chodzi o ogrzewanie domu to w tym momencie najlepiej chyba zainwestowac w ekologiczne solary i kotły kondensacyjne. Skoro juz jestesmy przy temacie eko to warto zastanawia mnie czemu nie piszesz o oszczedzaniu papieru? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń