niedziela, 11 września 2011

Paczka z Ameryki

Historia paczek z Ameryki sięga okupacji niemieckiej w Wilnie. Wtedy to moja prababcia uratowała żydowską dziewczynkę, która zapukała do jej drzwi, gdy zorientowała się, że hitlerowcy zabierają jej rodzinę. Żydowska dziewczynka została wywieziona przez moją prababcię na wieś i tam przetrwała na papierach mojej babci do końca wojny. Kiedy moja rodzina zdecydowała, że nie zrzeknie się polskiego obywatelstwa i woli opuścić ukochane Wilno, niż mieszkać w Związku Radzieckim, uratowana dziewczynka pojechała wraz z nią. Pierwszy przystanek był w Białymstoku, ale to było zbyt blisko granicy, potem zrównana z ziemią Warszawa, a potem Łódź. Tu wysiedli, mając za cały dobytek tylko kilka tobołków, i osiedli. W Łodzi było wiele pustych mieszkań, więc szybko znaleźli sobie miejsce. Moja babcia Mysia (tak ją nazwałam w dzieciństwie i tak ją nazywam do dziś) i Maryśka (uratowana dziewczynka) miały kilkanaście lat i zostały serdecznymi przyjaciółkami.
Maryśka wyjechała potem z mężem do Ameryki i świadoma polskiej PRL-owskiej biedy zaczęła słać paczki - ciuchowe. Nie za bardzo wiadomo dlaczego śle je do dziś. Pewnie z przyjaźni i z wdzięczności, chociaż moja babcia trochę na nie narzeka. Problem polega na tym, że Amerykanie mają nie za dobry gust i większość ciuchów niekoniecznie nam się podoba. Babcia sobie jeszcze coś wybierze, moja mama rzadziej, a ja – raczej nie bardzo. Kilka rzeczy było naprawdę fajnych, ale dosłownie kilka. Babcia oddaje większość różnym organizacjom dobroczynnym.
Moja babcia utrzymuje z przyjaciółką kontakt, piszą do siebie listy, czasem telefonują. Maryśka ma wnuczkę w moim wieku (kiedyś nawet korespondowałyśmy, ale jakoś nam nie szło) i okazało się, że Jessica też jest w ciąży i też będzie rodzić we wrześniu. Obie przyjaciółki bardzo się ucieszyły, że w tym samym czasie zostaną prababciami. Maryśka oczywiście od razu zaplanowała, że wyśle paczkę z ubrankami dla dzidziołka.
Paczka właśnie doszła i ku mojemu zaskoczeniu, ciuszki są prześliczne i nowe (większość przesyłanych przez Maryśkę rzeczy była w mniejszym lub większym stopniu używana). Byłam przekonana, że dostanę jakieś sztuczności, całe w kokardkach i innych dziwactwach, a tu czysta bawełna w dodatku w kolorach unisex… super. Rozmiary i mniejsze i większe – praktycznie. To bardzo miłe z jej strony… dziękuję Marysiu :)  


7 komentarzy:

  1. :) no widzisz ja juz od dawna nie dostaje paczek z hameryki....

    OdpowiedzUsuń
  2. myślę, że nie masz się czym martwić, zwłaszcza, że nie pracujesz w organizacji dobroczynnej;)

    OdpowiedzUsuń
  3. hehe sie nie martwie bo akurat mam dostep do swietnych gatunkowo ladnych i tanich rzeczy wyobraz sobie spodenki w kratke bialo-niebieska ralpha laurena z wkladka na pieluche ;) 90% rzeczy i tak mam uzywanych- albo prezenty albo kupione za przyslowiowe grosze.

    OdpowiedzUsuń
  4. no właśnie ja też i zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że dziecku skąpię

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajna historia o babci:)
    Slonik fioletowy sliczny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Magda, wole kupic dobry wozek czy lozeczko co bede uzywac kilka lat (lozeczko kupilam rosnace z dzieckiem) niz wydawac pieniadze na ciuszki ktore mala zalozy raz czy dwa...tak wiec nie miej!

    OdpowiedzUsuń