czwartek, 29 września 2011

Zawiniątko

W szpitalu zawijają dzieci bardzo ściśle, nie ma szans na najmniejszy ruch. Po powrocie do domu łapki zaczęły latać Pannie Lulu przed nosem. Niestety Panna Lulu nie jest jeszcze swoich łapek świadoma i nie wie, że sama odpowiedzialna jest za te natrętne machnięcia i uderzenia. Urodziła się z długimi pazurkami, więc szybko się podrapała po buzi. Podjęłam wyzwanie i zrobiłam jej manicure, choć to takie delikatne i trochę się bałam. Założyliśmy jej też niedrapki (na szczęście mieliśmy jedne takie malutkie).
Latające przy buzi rączki były jednak dla Panny Lulu stresujące. Czasami udało się nimi trafić do buzi i trochę possać, ale najczęściej po prostu przeszkadzały się skupić na jedzeniu i spaniu. Doszło do tego, że Panna Lulu potrafiła zasnąć jedynie zamotana w chuście, która okazała się prawdziwym błogosławieństwem. To mi dało do myślenia – Panna Lulu musi być bardziej skrępowana. W szkole rodzenia uczono nas, że niektóre dzieci (zwłaszcza te nerwowe) tego potrzebują i mimo, że awanturują się przy zawijaniu, potem są spokojniejsze. Pokazywano też jak to zrobić.  
Na początku opatulaliśmy ją w kocyki, ale szybko się z nich oswobadzała. Postanowiłam zawalczyć z łapkami i po kilku próbach udało mi się je w miarę opanować. Zawinęłam ją najpierw w pieluszkę tetrową, potem flanelową. Od razu zrobiła się bardziej spokojna, choć łapki za wszelką cenę próbowały się oswobodzić. Udało mi się ją uśpić już przy piersi, kolejnym razem na rękach bez potrzeby motania w chuście. Śpi też lepiej i kupy zaczęła ładniejsze robić:)  

2 komentarze:

  1. ja dostalam taki kokonik dla maluszka, zobaczymy czy bedzie potrzebny, kostek byl porazajaco spokojny...:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój młody też uwielbia być opatulony :) .

    OdpowiedzUsuń