Mam rozdwojenie osobowości, koszmarne. Jestem mamą i chcę jak najwięcej czasu spędzać z moją córeczką, bawić się z nią, nosić, przytulać, karmić, chodzić na spacery. Niestety jestem też kurą domową, panią na włościach, które trzeba omieść, pozmywać, wypucować. Te dwie natury walczą we mnie o czas im poświęcony.
Lubię mieć porządek, nie jakiś tam przesadny, daleko mi do pedanterii. Taki ład mniej więcej. Żeby się ciuchy nie walały po całym domu, żeby podłoga była czysta, żeby umywalka się nie lepiła od brudu. Nic specjalnego. A jednak coraz trudniej utrzymać wszystko w satysfakcjonującym stanie... choć domek niewielki. Maciek niestety rzuca mi jedynie kłody pod nogi i ubrania gdzie popadnie.
Matka Polka dochodzi do głosu i mówi stanowcze "nie", a może to Panna Lulu mówi "nie"? Dziecko jest najważniejsze i trzeba mu poświęcić czas. Bo ostatnio Panna Lulu mało śpi w dzień, praktycznie wyłącznie na spacerze, więc nie mogę tego czasu wykorzystać na doprowadzaniu domu do jako takiej formy. Jak zasypia o 7 wieczorem, po kąpieli, to już mi się sprzątać nie chce, wolę ten czas poświęcić Maćkowi, albo dobrej książce.
Czasem Panna Lulu uczestniczy w porządkach. Leży sobie na kocu na podłodze i obserwuje, niestety szybko się nudzi, a odkurzacz już nie działa usypiająco jak kiedyś. Porzucam ją na chwilę, ale myślę sobie, że pierwotna kobieta taż musiała to robić od czasu do czasu, non-stop z dzieckiem się po prostu nie da. Odkładała na kamieniu i robiła coś w pobliżu mając malucha na oku. To prawie tak jak ja:)
Dość dzielnie znosi prasowanie. Jeszcze mogę sobie pozwolić położyć ją na stole (nie jest jeszcze na tyle ruchliwa żeby spaść), wtedy obserwuje mamę w akcji. Uczy się - niedługo przekażę jej obowiązki, bo za prasowaniem szczerze nie przepadam:)
Ostatnio wróciłam do chusty, bo Pannie Lulu zdarza się w niej zasnąć, poza tym można coś zrobić w domu - ugotować, albo pozmywać. Chusta jak zwykle okazała się lekiem na całe zło, Panna Lulu ją uwielbia i mam trochę wyrzuty sumienia, że ją rzuciłam w kąt na jakiś czas.
Niedawno pojawiła się pomoc, spadła mi z nieba. Mama Maćka jest na emeryturze, ale jeszcze zdarza jej się dorabiać. Postanowiła jednak zająć się ogródkiem (bez niej działka byłaby zapuszczona niemiłosiernie) i sezonowo zrezygnować z dorabiania. Dzięki temu ma większy kontakt z wnuczką, a ja chwile dla siebie... to znaczy dla domu.
u nas na tym etapie sprawdzało się tradycyjne nosidło. Krasnal wisiał na spacerach frontem do świata, więc nie zasypiał. W domu był deponowany w łóżeczku i miałam 1,5 dla siebie:-)
OdpowiedzUsuńDobrze Ciebie rozumiem z tymi obowiazkami domowymi. Od wielu lat staram sie zyc przyslowiem "nie ten ma czysto co duzo sprzata, tylko ten co malo brudzi" ale niestety nie ktore dni potrafia byc tak choatyczne ze wszystko z rak mi leci. Raz w tygodniu odkuzam (wlosy wychodza mi garsciami!!) no a poza tym staram sie nadrobic zaleglosci w weekendy jak maz jest w domu. Jego obowiazkiem jest sprzatanie lazienki (dobre i to). Nalezaloby umyc okna, szczegolnie w Niemczech ludzie bardzo patrza na takie zeczy. Ehh..niech sobie mysla co chca. Ja wole sie zajac dzieckiem. W przyszlosci napewno nie bede rozpaczala nad brudnymi podlogami ale nad czasem ktorym nie dalam dziecku - o tak.
OdpowiedzUsuń