czwartek, 2 sierpnia 2012

Brudna szyja szczęściu sprzyja

Zawsze byłam raczej czyściochem, ale bez przesady. Choć wiele osób posądzało mnie o pedanterię, bardzo, ale to bardzo daleko mi do tego typu skrajności. Lubię jak przestrzeń wokół mnie jest w miarę uporządkowana. Dodatkowo lubię sprzątać (relaksuje mnie to), przez co przylgnęła do mnie łatka, że w moim domu można  jeść z podłogi.
Panna Lulu traktuje to określenie dosłownie. Co znajdzie - pakuje do paszczy. I nawet jej za bardzo nie stopuję. Bo wcale nie za dobrze żyć w czystości. Układ odpornościowy podobno musi mieć wyzwania, więc zeżarcie od czasu do czasu jakiegoś świństwa to dobra rzecz (jeżeli oczywiście jest to świństwo biologiczne, chemiczne świństwa są zawsze złe). Poza tym wierzę w instynkt mojego dziecka, nie zje czegoś, co rzeczywiście by jej zaszkodziło. Niektórzy eksperci twierdzą, że alergie wykształciły się z powodu nudy, na jaką narażamy organizm żyjąc w sterylnych warunkach. Nie mając z czym walczyć, układ odpornościowy walczy z substancjami obojętnymi. Oczywiście nie jest tak, że żyjące w brudzie dziecko nie ma alergii, to zdecydowanie bardziej skomplikowana sprawa, dochodzi tu również do głosu genetyka.
Zamieszkuje nas niezliczona liczba mikroorganizmów, zarówno na skórze, błonach śluzowych i układzie pokarmowym. Jest ich więcej niż naszych własnych komórek ciała. Rzadko się zdarza, żeby nam szkodziły. Funkcjonują w równowadze ze sobą na wzajem, chronią nas sprzed szkodliwymi drobnoustrojami. Dlatego nie jest wcale dobrze myć się za często, bo można osłabić tę ochronę, a wtedy łatwo o grzybice i inne problemy. Wiem, wiem, dzisiejsza kultura dyktuje nam coś innego, ale nie można przecież przesadzać.
Panna Lulu uwielbia kąpiele, dlatego kąpiemy ją codziennie. Wiem, że nie jest to za dobre, dlatego często jest to mycie fragmentaryczne. Zdarza nam się chlapać ją jedynie w samej wodzie. Nie będziemy dziecku odbierać przyjemności, ale też nie chcemy narażać na problemy.
Nie można zapominać, że brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko. Panna Lulu uwielbia wysmarować sobie całą twarzyczkę podczas jedzenia. Późniejsze mycie spotyka się z protestem. Ostatnio robię to jak najdelikatniej się da, a często pozwalam też na brudną mordkę. Moja mama, która jak tylko nas odwiedza chce karmić małą, nie może zdzierżyć zaschniętej papki, potrafi umyć Pannę Lulu podczas jedzenia... ech, delikatnie sugeruję, że może niekoniecznie. Uświnione są również ubranka, ale nie da rady inaczej, bo Panna Lulu przemieszcza się na brzuszku. I jak tu ubierać dziewczynkę w jasne rzeczy?
A jeżeli chodzi o porządek w domu... od kiedy pojawiła się Panna Lulu mam na to nieco mniej czasu. Trudno, "mądrzy ludzie żyją w brudzie".

5 komentarzy:

  1. Przypomnialo mi sie stare jak swiat przyslowie ze "czeste mycie skraca zycie". Lato ma ten plus ze dziecko moze sobie pluskac w baseniku i to moze zastapic kapiel. Kupilam mojej malej taki basenik/brodzik. Uwielbia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. moje ulubione powiedzonko: "brudna pięta to zaczęta", ale jakoś mi nie pasowało, żeby użyć w poście:)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Czeste mycie skraca zycie, bo skora szybciej sie sciera i czlowiek predzej umiera" :) hihiii

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za ten wpis:) Ale mężowi nie pokażę, no już w ogóle zaprzestanie jakiegokolwiek sprzątania;)

    OdpowiedzUsuń