środa, 8 sierpnia 2012

Prosto od krowy

Chodziło za mną i chodziło... i wreszcie mam. W dzieciństwie wakacje spędzałam na wsi i co rano jeździłam na rowerze po mleko. Do domu dowoziłam połowę, resztę wypijałam po drodze. Od tamtego czasu uwielbiam mleko prosto od krowy, świeże, najlepiej jeszcze ciepłe, bez przegotowania, bez pasteryzowania, pełna natura.
Kiedy pojawiła się Panna Lulu i bliżej przyjrzałam się temu co jemy i pijemy postanowiłam zdobyć mleko ze wsi. Na początku tylko dla siebie i Maćka, a w perspektywie również dla Panny Lulu. Jak już pisałam nie mam zaufania do produktów przetworzonych, a takim jest przecież mleko na sklepowych półkach. Poddane obróbce termicznej, odtłuszczone, przefiltrowane, homogenizowane... ech. Czy ma to jeszcze jakieś wartości odżywcze? A jeszcze te biedne krowy... jedzą jednorodną paszę, stoją w małych boksach... ech.
Szukaliśmy jakiś krów w okolicy, ale strefa podmiejska dużego miasta nie obfituje w gospodarstwa rolne. Nie spieszyliśmy się, Panna Lulu jeszcze przez jakiś czas będzie przecież na mleku mamy. Rozpuściłam jednak wici i okazało się, że sąsiadem siostry koleżanki moich rodziców jest prawdziwy rolnik z prawdziwymi krowami wypasanymi na prawdziwej łące i w dodatku blisko:)


Mam mleko prosto od krowy! Piję je sobie, nastawiam na zsiadłe, owarzam twarożek, a dzisiaj zrobię jogurt. Dla zainteresowanych przepisy:
- Mleko zsiadłe - mleko prosto od krowy wlewamy do kamiennego garnka (no dobra może być ceramika albo szkło) i odstawiamy w ciepłe ciemne na 2-3 dni.
- Śmietana - powstaje na wierzchu zsiadłego mleka, można ją ubić - wtedy powstaje masło.
- Twarożek - zagotowujemy trochę mleka (ściągamy kożuch), wyłączamy, wlewamy zsiadłe mleko i czekamy, aż wystygnie, odsączamy na sitku i jemy aż nam się uszy trzęsą.
- Serwatka - powstaje po oddzieleniu twarożku, można ją podobno pić, ja nie tykam, katowali mnie tym w przedszkolu (kazali pić, wyobrażacie to sobie?), dla mnie śmierdzi i wywołuje niemiłe odruchy, fuj.
- Jogurt - mleko trzeba zaszczepić bakteriami jogurtowymi - może być łyżka ulubionego jogurtu naturalnego, odstawiamy na noc w ciepłe miejsce.
A, jeszcze muszę się pochwalić, że ekologicznie to mleko wczoraj do domu przytachałam. Otóż jeździmy sobie ostatnio na rowerach (odgrażałam się kiedyś, że tak będzie, więc melduję, że obietnicę spełniłam). Panna Lulu dostała najmniejszy z możliwych fotelik montowany do mojego roweru na ramie przed kierownicą. I sobie robimy wycieczki, maleństwo lubi, nie marudzi, jak ostatnio w wózku, a rodzice poprawiają kondycję.  

2 komentarze:

  1. Bomba, my też rowery odkurzyliśmy. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nabrałam ochoty na eko mleko, przypomniały mi sie stare dobre czasy i zimne pyszne zsiadle mleko prosto z lodówki.

    OdpowiedzUsuń