piątek, 20 września 2013

Grunt to bunt

Panna Lulu kończy dziś dwa lata i jak na dwulatkę przystało faza buntu jest w rozkwicie. Panienka krzyczy z byle powodu, mnóstwo rzeczy jej się nie podoba... nie bo nie! Czasami bunt polega na zaprzeczaniu, czasem na płaczu i krzyku, czasem na zwyczajnym olewaniu tego, co się do niej mówi... zakazy nie istnieją, albo może istnieją właśnie jako forma zabawy, żeby się im sprzeciwić. Rodzice i dziadkowie dostają białej gorączki, ale jakoś to trzeba przetrwać. Dodatkowym problemem jest komunikacja, Panna Lulu nie zawsze potrafi wyartykułować o co jej chodzi, więc awantura trwa w najlepsze. Ostatnio wyła powtarzając co chwila słowo "siok", byliśmy w kropce, bo ów sok,  o który się awanturowała miała w ręku.
Specjaliści twierdzą, że dziecko już tak ma, że kształtuje się jego tożsamość, że musi silniej przeżywać różne emocje. Trzeba to cierpliwie znieść i tyle. I ja im wierzę i znoszę. Czasem nie wytrzymam, czasem krzyknę, czasem zrobię coś na siłę. Potem mi głupio, ale jestem tylko człowiekiem. Wiem, że tak nie powinnam, że powinnam tłumaczyć, przekonywać, tulić i wspierać. Przede wszystkim starać się zrozumieć i nie zabraniać, jeżeli nie ma takiej potrzeby. Denerwuje mnie, kiedy ktoś mówi panience czego jej nie wolno, a potem i tak na to pozwala, bo Lulu się uprze. Wydaje mi się, że taka niekonsekwencja jest najgorsza. Wiem, wiem, mnie też się zdarza.
Ale okolice drugiego roku życia to nie jedyny okres buntu Panny Lulu, bowiem Panna Lulu ma w pewnym sensie okres buntu nieustająco. Już właściwie od urodzenia, jak tylko panience coś się nie podoba jest płacz. Od samego początku emocje targają Panną Lulu. Od samego początku Panna Lulu wie czego chce i to manifestuje. Na pewno robiliśmy całą masę błędów, trzeba było obserwować i eksperymentować, ale myślę, że nawet jakbyśmy z Maćkiem robili wszystko idealnie i tak coś by panience nie odpowiadało. Panienkę trzeba było mocno zawijać, bo machała łapkami przeszkadzając sobie w spaniu, jedzeniu i drapiąc się. Trzeba było ją nosić i usypiać, trzeba było uspokajać. Wiem, że wszystkie dzieci płaczą, ale od kilku dni wiem też, że mogą płakać więcej lub mniej. Potem były inne kaprysy, nie dało się panienki przekonać do niektórych potraw, czy aktywności.

I może ktoś stwierdzi, że Panna Lulu jest dzieckiem trudnym, czy kłopotliwym, ale nie zamieniłabym jej na żadną inną. Kocham ją przeraźliwie i akceptuję taką jaka jest. Myślę, że dzięki temu całemu buntowi i temu, że go nie tłumimy wyrośnie z niej pewna siebie dziewczynka, która wie czego chce i nie poddaje się woli większości. Mam nadzieję, że będzie w życiu bardzo szczęśliwa i zrobię wszystko, żeby jej to ułatwić.
Wszystkiego najlepszego córeczko!      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz