piątek, 28 sierpnia 2015

Miś kontra prosiaczek

Panna Lulu ma misia, kochanego, do spania i przytulania. Tuż przed wyjazdem nad morze miś zniknął... jak kamień w wodę... panienka go gdzieś wyniosła. Po czym wzięła prosiaczka i stwierdziła, że teraz będzie spać z nim. Bez spazmów, ryków, tęsknoty, wybrała sobie inną zabawkę i tyle. Nie za bardzo wiedziałam jak to traktować, czy cieszyć się, że dziecko nie przywiązuje się zbytnio do przedmiotów, czy smucić, że takie rzeczy są jej emocjonalnie obojętne.
Po powrocie miś się znalazł, ale Panna Lulu stwierdziła, że już go nie potrzebuje. Zrobiło mi się przykro i powiedziałam, że w takim razie ja będę z nim spać. I spałabym do dziś (bo fajny to jest miś), ale po kilku dniach Panna Lulu zmieniła zdanie. Zdecydowała, że woli misia i że go "kocha". Chyba wolę, żeby trochę się do takich rzeczy przywiązywała.
Za to Stach nie przejawia jakichkolwiek emocji wobec przytulanek. Jest jeden piesek, do którego ostatecznie raz na jakiś czas się przytuli, ale bez szału. Stach kocha tylko swoje samochody i uwielbia zdejmować im opony. Niestety ostatnio ze zgrozą odkryłam, że on te opony pożera.
Wróciliśmy z jednych wakacji i zaraz jedziemy na następne. Byliśmy nad naszym pięknym polskim morzem i stwierdziliśmy, że... nigdy więcej do kurortów nie pojedziemy. Trzeba wybierać jakieś odludzie, bo od nadmiaru tanich rozrywek i amatorów plażowania głowa zaczyna boleć. Dzieci każdego dnia musiały zaliczyć pół godziny na dmuchańcach, lody i frytki. Morze niestety było zbyt zimne na kąpiele, co nie przeszkadzało jednak dzieciakom moczyć co najmniej dwóch zmian odzieży, za każdym razem kiedy znaleźliśmy się na plaży.


W ramach atrakcji, gdy pogoda akurat nie dopisała, pojechaliśmy na basen. Panna Lulu i Stach uwielbiają wodę i z zacięciem się w niej pluskają ucząc się pływać przy okazji. Długo omijaliśmy baseny szerokim łukiem, bo choróbska przedszkolne nie chciały się odczepić, ale przedszkola nie było, dzieci zdrowe...
Bez tego przedszkola Panna Lulu i Stach bardzo się do siebie zbliżyli. Cały czas spędzają praktycznie razem, bawią się wspólnie, opiekują sobą, przytulają, dzielą się różnymi rzeczami (choć nigdy ich do tego nie zmuszałam... sami z siebie), coraz lepiej radzą sobie z konfliktami (bez niczyjej pomocy). Stach jest wpatrzony w siostrę, często słucha jej poleceń i bawi się w wymyślone przez nią zabawy. Mimo problemów z komunikacją (Stach ma jeszcze bardzo ubogie słownictwo, większość rzeczy to "kaka" albo "kuku") całkiem nieźle im idzie.
Stach w ogóle jest niesamowity, bo w naśladowaniu Panny Lulu zaszedł tak daleko, że właściwie się odpieluchował. Siada na nocnik prawie za każdym razem kiedy chce się załatwić, jak jesteśmy gdzieś poza domem sygnalizuje swoje potrzeby. Poszło błyskawicznie, mam nadzieję, że żadnych buntów nocnikowych nie będzie.
A blog zdaję się skończył właśnie cztery lata... sto lat! (nie, tyle na pewno nie będę go pisać:)