czwartek, 27 października 2011

O co chodzi?

Coś jest nie tak z tymi chustami. Niby super fizjologiczna pozycja, jak w łonie matki, ale co chwila widzę jakąś złą opinię specjalisty. Mam tu na myśli noszenie dzieci do 6 miesiąca życia, bo potem to och i ach i ekstra.
Najbardziej popularne motanie – kieszonka (dziecko pionowo przytulone przodem do rodzica, nóżki rozłożone na boki) jest odradzana przez niektórych fizjoterapeutów ze względu na pionowe ułożenie dziecka. Podobno źle to robi małemu kręgosłupowi i niby nie wolno… do 6 miesiąca. Z kolei dziewczyny z klubu kangura twierdzą, że nie ma żadnego zagrożenia. Na początku nie wiązałam tak Panny Lulu, bo wydawała mi się na to za mała, a poza tym nie trzyma jeszcze główki. Chciałam zacząć ją tak nosić koło 3 miesiąca.
Najczęściej motam Pannę Lulu w kołyskę (dziecko jest bokiem, na skos w stosunku do ciała rodzica). Okazało się jednak, że nie jest to dobra pozycja ze względu na stawy biodrowe – bo nóżki są złączone. Niestety wizytę na USG tychże stawów mamy umówioną dopiero w grudniu – uwielbiam polską służbę zdrowia.
Mimo wszystko wkładam Pannę Lulu w kołyskę. Wychodzę z założenia, że i tak zawinięta w pieluszki (żeby jej łapki nie latały) ma nóżki razem. Poza tym z racji używania pieluszek wielorazowych jest tzw. szeroko piel uchowana – ma szerzej nóżki niż jakbyśmy używały jednorazówek, co może równoważyć ewentualny negatywny efekt.
Tak na marginesie: jakiś czas temu ogarnęło mnie lenistwo, nie chciało mi się motać i zachorowałam na chustę typu „pouch”. Pouch to kawałek materiału zszyty tak, że tworzy się kołyska, nie trzeba nic wiązać, tylko przekłada się przez głowę. Chciałam kupić, ale jakoś mi było szkoda kasy na kupowanie czegoś, co mogłoby się okazać kotem w worku, więc uszyłam. Niby fajnie mi wyszło, ale nie jest to zbyt wygodne. Może dlatego, że Panna Lulu jest taka mała. Wydaje mi się za bardzo wygięta i jakoś tak nie za dobrze leży. Na razie nie polecam.   
Zwariować można, przecież musi być jakaś pozycja w której można nosić noworodki. Kiedyś kibitki nosiły przecież w chustach od narodzenia… jak to robiły, że nic się dzieciom nie działo?
Ostatnio zaczęłam też eksperymentować z kieszonką. Jest niewątpliwie wygodniejsza dla rodzica – ciężar rozkłada się symetrycznie i plecy tak nie bolą. Z główką nie ma większego problemu, robię jej kołnierz z pieluszki dla bezpieczeństwa. Wydaje mi się, że wręcz ćwiczy sobie w tej pozycji unoszenie jej. Pannie Lulu wygodnie, więc pewnie stopniowo zaczniemy używać i tego sposobu motania. A chyba najlepszym rozwiązaniem będzie nosić raz tak, raz tak i na razie nie za długo. 

2 komentarze:

  1. ja tam generalnie jestem przeciw chustom. woze dziecko wyciagniete wygodnie w wozku, na plasko, ona lubi sie przeciagac i wyciagac i ma do tego pelno miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  2. mnie chyba ominie chustowanie, zimą z maleństwem nie wyjdę tak, a do lata urośnie i będzie za ciężki. Mam koleżankę fizjoterapeutkę i ona swoją małą nosi w chuście od urodzenia - to chyba od mamy i dzidzi zależy.

    OdpowiedzUsuń