poniedziałek, 17 października 2011

Zabawnie

Panna Lulu jest coraz bardziej aktywna. Jedzenie i spanie – i owszem, ale już nie tylko. Łapię się na tym, że za każdym razem, kiedy otworzy oczy, próbuję ją usypiać… a tu zabawy się zachciewa. Tylko jak się bawić z takim maleństwem? Klocków przecież nie wyciągnę (mamy z Maćkiem kolekcję Lego z dzieciństwa, nawet je już pomieszaliśmy – żartujemy, że to bardziej wiążące niż małżeństwo).
Nieco sfrustrowana, że nie wiem w co się z własnym dzieckiem „bawić”, zajrzałam do sieci. Nie znalazłam jakiejś oszałamiającej liczby pomysłów, nie mówiąc o tym, że większości aktywności nie nazwałabym zabawą. Nieco się wyluzowałam i zaczęłam stosować.
- Wpatrywanie się w linie – Maciek narysował Pannie Lulu pionowe czarne linie na białej kartce i Pannie Lulu się spodobało. Na początku fascynowały ją paski na moich bluzkach (mam kilka – paski były modne, są jeszcze?), stąd pomysł na rysunek. Podobno noworodki lubią się wpatrywać w takie wzory, bo wydaje im się, że się poruszają. Dodatkowo ćwiczą wzrok. Wymyśliłam sobie, że oprócz linii można by Pannie Lulu pokazywać litery. Słyszałam o takiej metodzie uczenia niemowląt czytania, ale nie znam niestety szczegółów.
- Wpatrywanie się w twarz – najlepiej mamy, a jak już mama jest w okularach... uuu... :) to bardzo miłe, jak się maleństwo patrzy tymi swoimi wielkimi oczyma. Niedługo podobno zacznie się naśladowanie min, ale na razie Panna Lulu tylko się wpatruje.
- Zabawki – zabawki też są ciekawe, też się można w nie wpatrywać… i słuchać grzechotania grzechotek.
- Czytanie – zaczęłam od bajek Brzechwy, ze względu na rym, rytm i bo chciałam sobie przypomnieć z własnego dzieciństwa. Panna Lulu przez chwilę zdawała się być nawet zainteresowana.
- Śpiewanie – wspominałam już, że śpiewać niezbyt umiem (kompletny brak słuchu), ale mimo wszystko staram się mając nadzieję, że wrażliwości muzycznej mojej córce nie popsuję. Najbardziej lubię kołysankę, którą śpiewała mi moja mama, ze słowami Agnieszki Osieckiej „Dookoła noc się stała”. Mam  nadzieje, że ta piosenka będzie się Pannie Lulu kojarzyła z zasypianiem, a w perspektywie, tak jak mnie – z cudownym dzieciństwem.
- Zwiedzanie – chodzenie po domu i oglądanie zmieniających się obrazów i natężenia światła też jest fascynujące… o ile chodzenie nie usypia. Wybieramy się też na spacery – w chuście, ale na zwiedzanie świata zewnętrznego będzie jeszcze czas. Panna Lulu śpi bowiem przez cały czas, nawet rażące słońce nie budzi dzidziołka.
- Turlanie – Panna Lulu lubi być przewijana i przebierana, a z tym nieodłącznie związane jest turlanie. Ostatnio zaczęłam przewracać ją na brzuch, żeby ćwiczyła podnoszenie główki. Idzie jej całkiem nieźle, trwa to co prawda kilka sekund, ale zawsze to coś. Silna dziewczynka :)
- Kąpiel – to dopiero fajna zabawa, Panna Lulu uwielbia być kąpana przez tatusia (ja nie jestem dopuszczana do tego rytuału).
- Masaż – a po kąpieli jest masaż, ale nie jest to już takie fajne jak kąpiel i zdarzają się protesty. Ambitnie naoglądałam się w necie filmów instruktażowych o masażu niemowląt, ale niestety Pannie Lulu nie przypadło to do gustu (może jest jej po tej kąpieli za chłodno), więc ograniczam się do wysmarowania dziecka oliwką. Ostatnio zauważyłam, że ma mimo oliwienia dość suchą skórę, może zacznę ją smarować częściej, albo mleczkiem jakimś.
I na razie na tyle. Z miesiąca na miesiąc będzie ciekawiej :)  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz