czwartek, 3 listopada 2011

Dzień z życia

6.00 – Panna Lulu jest głodna, budzi mnie cichym kwękaniem bo śpimy tuż obok siebie – w jednym łóżku. Przewijam ją i karmię myśląc: „jak fajnie byłoby jeszcze pospać”.
6.30 – Na szczęście Panna Lulu zasypia po jedzeniu (nie zawsze się to udaje, wtedy pojawiają się problemy). Dzwoni budzik Maćka. Zwlekamy się z łóżka. Idę robić śniadanie – najczęściej kanapki, po dwie na osobę i kanapki Maćkowi do pracy.
7.00 – Śniadanie zjadamy wspólnie. Wypijam pierwszą kawę – zbożową z mlekiem, mam kompletnego fioła na jej punkcie (zasmakowała mi już w ciąży), wypijam co najmniej 2 litry dziennie. 
7.30 – Maciek wychodzi do pracy, ja idę pod prysznic, tam nasłuchuję, czy Panna Lulu nie miała akurat fantazji się obudzić.
8.00 – sprzątam pośniadaniu, ogarniam co jest do ogarnięcia, robię sobie drugą kawę zbożową:) zaparzam rumianek, który wykorzystuję do przemywania pupy Panny Lulu – chusteczki jednorazowe używam tylko podczas wyjść (bo podobno niezdrowe, no i nieekologiczne)
8.30 – Panna Lulu jest znowu głodna. Przebieram ją w nowe ciuszki, przemywam mordkę, łapki, szyję i pod pachami – najbardziej newralgiczne miejsca, a potem przewijam. W ciągu dnia karmię Pannę Lulu na siedząco, na fotelu, który fajnie się buja – jest więc baza do usypiania. Panna Lulu je około 20 minut od czasu do czasu przysypiając. Ja w tym czasie albo się w nią wgapiam z niedowierzaniem, że takie cudowne dziecko mi się udało spłodzić i urodzić, albo czytam książkę.
9.00 – Pannie Lulu się potężnie odbija (z dwojga złego lepiej tą stroną, jak mawiał Shrek;) i wcale nie ma ochoty na spanie. Wyciągam więc zabawki i pokazuję jej, opowiadam, grzechoczę, śpiewam piosenki (Panna Lulu ma grzechotkę księżyc, jak ją jej pokazuję śpiewam „Księżyc raz odwiedził staw”). Zabawki mi się nudzą, biorę „Bajki Brzechwy” i czytam. Słucha z przejęciem, widocznie lubi mój głos.
10.00 – Panna Lulu ziewa, więc odkładam książkę i próbuję ją uśpić. Bujamy się na fotelu, ale to już nie wystarczy, proponuję więc Pannie Lulu smoczek. Niechętnie się zgadza, przestaje się awanturować i przymyka oczy. Bujam się, biorę książkę, czytam. Panna Lulu łypie czasem jednym okiem, podejrzewam, ze sprawdza, czy jej nie oszukałam i nie odłożyłam do łóżeczka. Jeszcze chwila. W takich momentach najlepiej trochę poszumieć, uspokoić dzidziołka.
10.15 – Próbuję odłożyć Pannę Lulu do łóżeczka. Powolutku, pomalutku… ciiii…
10.30 – Panna Lulu nie dała się nabrać, chce do mamy. Jeszcze do niedawna karmiłam ją rano co 2 godziny (na żądanie), ale próbuję ją trochę przetrzymać i przestawić na dłuższe przerwy. Biorę ją wiec na ręce i bujam – chodzę, siedzę, czytam, grzechoczę…
11.00 – Dobra, trzeba wrzeszczącego potworka nakarmić. Najpierw przewijanie. Podczas karmienia czytam, czasem odrywam się od aktualnie czytanej lektury i biorę jakiś dzieciowy poradnik, żeby coś tam jeszcze doczytać (choć mam wrażenie, że znam już te poradniki na pamięć).
11.30 – Nie zasnęła przy piersi, ale i tak ją odkładam do łóżeczka. Ma tam kilka zabawek potrafi się zająć sobą. Ja muszę coś zjeść i wypić kawę:) Poza tym czeka mnie prasowanie (jak nie pieluszek to koszul Maćka). To prasowanie mnie dobija – nie lubię, ale co zrobić. Już i tak oszukuję i prasuję tylko po jednej stronie.
11.15 – Panna Lulu kwęka. Mówię do niej, ale to na długo nie wystarcza. Proponuję jej więc smoka. O dziwo przyjmuje bez ociągania. Prasuję dalej.
11.45 – Panna Lulu śpi. To jakiś cud – pierwszy raz zasnęła sama w łóżeczku. Wstawiam pranie. Dzwoni moja przyjaciółka – rozmawiamy ze sobą prawie codziennie. Paulina ma synka o półtora miesiąca starszego od Panny Lulu, więc plotkujemy sobie o tym jak nam dzieci spały w nocy, kiedy szczepienia, no i oczywiście ulubiony temat… kupa :)
12.30 – Siadam do komputera. Mam wreszcie chwilę czasu – Panna Lulu ciągle śpi. Zaglądam na facebook i na gazeta.pl, przeglądam aktualności na śledzonych przeze mnie blogach. Wreszcie siadam do pisania i obmyślania kolejnych postów. Udaje mi się też rozwiesić pranie.       
14.00 – Panna Lulu się budzi. Przewijam i karmię. Karmię z jednej piersi, tak podobno lepiej. Panna Lulu się najada, więc jest ok.
14.30 – Idziemy na spacer. Ubieram Pannę Lulu w nieco za duże ciepłe ciuszki i motam w chustę. Nawet jeżeli jest z początku niezadowolona, po kilku krokach usypia. Chodzimy sobie po lesie, podziwiamy „złotą polską jesień”. To znaczy ja podziwiam, bo Panna Lulu śpi.
15.30 – Wracamy do domu. Niestety Panna Lulu wyjęta z chusty od razu się budzi. Próbuję ją namówić, żeby jeszcze raz zasnęła sobie słodko w łóżeczku, ale na nic moje namowy. Muszę zrobić obiad motam więc Pannę Lulu z powrotem w chustę i pichcimy razem.
16.30 – Przewijam i karmię.
17.00 – Wraca Maciek z pracy. Oczywiście Panna Lulu nie chce spać. Kładziemy ją więc na stole na dużej poduszce i jemy obiad. Córeczka nas obserwuje i słucha jak rozmawiamy.
17.30 – Maciek przejmuje Pannę Lulu, ja sprzątam po obiedzie.
18.00 – Udaje się ją uśpić, mamy chwilę dla siebie… żeby porozmawiać
18.30 – Głodna, chce jeść… ok, nie będę walczyć i tak udało mi się dziś utrzymać względną regularność. Przewijam i karmię, czytam.
19.00 – Przenosimy się na łóżko, przytulam Pannę Lulu, oglądamy dr House’a z płyty. Panna Lulu zasypia.
20.30 – Kąpiel, niestety trzeba Pannę Lulu obudzić. Kąpieli dokonuje Maciek, moją domeną jest kremowanie po kąpieli.
21.00 – Karmienie – już w łóżku, na leżąco, więc Panna Lulu zasypia od razu. Mamy z Maćkiem trochę czasu dla siebie, oglądamy coś albo czytamy.
22.00 – Idę spać i nic mnie nie interesuje.
1.00 – Przewijam i karmię przysypiając.
3.30 – Jak wyżej :) 
6.00 – Zaczyna się nowy, piękny dzień…

2 komentarze:

  1. stttrrrraaaaszne.....:)))musze ja kiedys opisac nasz dzien...hmmm....nudne. je co 4 godziny w miedzyczasie spi!!!!!!! :D no ale dorosleje panna nam dorosleje....niestety w pon zarko wraca do pracy i wycieczki nam sie skoncza :( tylko w weekendy...

    OdpowiedzUsuń
  2. no właśnie, niby potworna nuda (Maciek też tak stwierdził), a mnie się wydaje jakbym przeżywała jakąś niesamowitą przygodę... Amerykę odkrywała co najmniej:)

    OdpowiedzUsuń