środa, 4 kwietnia 2012

Kangurzyca z maleństwem


Chusta jest super, bardzo ją z Panną Lulu lubimy a i eko tata czasem się z córką zamota. Dzięki chuście przeżyliśmy pierwsze kryzysy, bo wtedy tylko szczelnie opatulona i przywiązana do rodzica Panna Lulu się uspokajała i zasypiała. Odkryliśmy wtedy, że maleństwo lubi być skrępowane, a do tego dochodziło jeszcze uspokajające bujanie, bliskość i bicie mojego serca, które tak dobrze poznała będąc jeszcze w brzuchu.
Przez pierwsze dwa miesiące wiązałam Pannę Lulu w tzw. kołyskę, na szczęście bioderka miała w porządku, więc nie było żadnych problemów ani przeciwwskazań. Potem zaczęła sprawdzać się kieszonka. Usztywniałam szyję Panny Lulu kołnierzem z pieluszki i nie było problemu. Lubiła się wtedy we mnie wtulać, a kiedy miała ochotę mogła oglądać świat. Zrezygnowaliśmy z głębokiego wózka, jako rzeczy absolutnie zbędnej, więc wszystkie spacery odbywały się w chuście (ja nosiłam w tygodniu, Maciek dumnie maszerował w weekendy). Z zamotaną Panną Lulu udawało mi się również wykonywać większość prac domowych. Nie obawiałam się gotowania, ani prasowania, nigdy nie było niebezpiecznych sytuacji. Chusta ratowała również sytuacje towarzyskie. Na początku gdy spotykaliśmy się z większą liczbą znajomych czy rodziny Panna Lulu była mocno zestresowana. Dopiero włożenie jej do chusty spowodowało, że maleństwo poczuło się bezpiecznie. Dowodem może być fakt, że zasypiała nawet przy głośnej muzyce.
Teraz mamy mały kryzys chustowy. Panna Lulu rośnie jak na drożdżach i robi się coraz cięższa. Przestaje mi się chcieć ją nosić bo po dłuższym, spacerze bolą mnie ramiona i plecy. Poza tym uruchomiliśmy spacerówkę, Panna Lulu podróżuje na razie w pozycji półleżącej, bo jeszcze sama nie siedzi. Jest to niewątpliwie wygodne i mam nadzieję że i mojej córce się podoba. Wydaje się być zainteresowana szeroką perspektywą obserwowania świata, jaki się przed nią rozciąga. W wózku też zasypia, więc chyba czuje się bezpiecznie. Oczywiście zdarza mi się jeszcze używać chustę w domu, zabieram też czasem Pannę Lulu w chuście do pracy – prowadzę dodatkowe zajęcia dla osób planujących zdawać rozszerzoną biologię na maturze. Dziewczynom Panna Lulu nie przeszkadza, Pannie Lulu dziewczyny też nie.
Czekam teraz na moment, gdy Panna Lulu zacznie porządnie siedzieć, wtedy zaczniemy motać ją na plecach. Na pewno na wakacjach będzie to podstawowy sposób przemieszczania się Panny Lulu. Aż mi się cieplej zrobiło:)

4 komentarze:

  1. Super! Wiesz co my właśnie jesteśmy na etapie poszukiwania wózka. Chciałam retro ale teraz chyba też zdecydujemy się na rezygnację z niego. Stawiamy na chustę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. chusta super rzecz! też miałam kryzys chustowy, gdy mi mlode z elastyka wyrosło. moja przygoda z tkaną średnio wyszła, za to z kółkową i nosidłami ergonomicznymi to poezja! wozka uzywalismy tylko do drzemek, przez jakieś 3-4 miesiące. do tej pory nie mamy i nie zamierzamy, ale nosimy się nadal, mimo że Młode ma juz połtora roku :)

    OdpowiedzUsuń
  3. na krótkie dystanse noszę Pannę Lulu w chuście typu pouch - własnej roboty, sprawdza się, nie trzeba motać - to wygodne

    OdpowiedzUsuń
  4. a tym sie nigdy nie zainteresowalam... moze przy nastepnym Stworku :) u nas w gre raczej wchodza dosc spore dystanse, gory itp, poza tym auto i kolkowa, np. w sklepie :)

    OdpowiedzUsuń