Ach zrobiłoby
się te wiosenne porządki, powyrzucałoby się połowę dobytku i tak
niepotrzebnego, zrobiłoby się trochę miejsca, wolnej przestrzeni. Minimalizm
jest mi bliski, nie chcę mieć za dużo rzeczy i nie tylko dlatego, że nie mam na
nie miejsca. Nie lubię rzeczy, które zalegają w szafkach nieużywane, wolę mieć
niewiele, ale takich, które są naprawdę potrzebne. Śmiem twierdzić, że nie
jestem do końca kobietą, bo nie za bardzo przepadam za zakupami i nie mam
potrzeby mieć napchanej szafy, choć często „nie mam się w co ubrać”. Cenię
jakość, a nie ilość.
Skrajni
minimaliści ograniczają liczbę posiadanych rzeczy do 100, ale nie chodzi tylko
o rzeczy, chodzi również o przyzwyczajenia, codzienne działania, a nawet
wystrój wnętrza i spożywane posiłki. To też podejście do świata, przyrody i
dóbr materialnych. Minimaliści ograniczają się w gromadzeniu rzeczy, wyznają
zasadę OITO (one in, two out). W tej kwestii czuję się ostatnio minimalistką, na
przykład dawno nie kupiłam sobie nic do ubrania, nie miałam potrzeby. Teraz
potrzeba się pojawiła, nawet kilka i postanowiłam dogłębnie przemyśleć sprawę,
żeby nie kupić bubla. Chcę mieć coś naprawdę fajnego i wygodnego. Niestety,
moje minimalistyczne zapędy są często gwałcone przez moją mamę – zakupoholiczkę,
która co chwila przynosi mi nowe ciuchy. Kiedyś przyjmowałam, niektóre były naprawdę
fajne, inne lądowały na dnie szuflady, ale ostatnio odmawiam – nie mam już
miejsca.
W życiu
codziennym też raczej staram się być minimalistką – cieszę się z tego co mam,
nie dążę do nieosiągalnego, nie interesuje mnie „wyścig szczurów”. Pracuję nad
jakością dni powszednich i czerpię z nich radość. Staram się nie zaprzątać
sobie głowy głupotami, nie oglądam telewizji (czasem tylko czytuję ploteczki w
necie, ale tylko czasami:), w wolnych chwilach oddaję się pasjom. Co dziwne,
dopóki nie zwolniłam tempa właściwie nie mogłam powiedzieć, że mam jakieś pasje,
coś mnie tam interesowało, ale nigdy nie za głęboko. Teraz powoli wgryzam się w
tematy, które są dla mnie ważne.
I pewnie
żyłabym swój żywot uporządkowany i minimalistyczny, ale jedna mała istotka
trochę mi w tym przeszkadza. Nie można sobie już tak dokładnie zaplanować
codzienności, nie jestem bowiem zwolenniczką sztywnego planu dnia, to Panna
Lulu decyduje kiedy chce spać, kiedy jeść, a kiedy pakować sobie wszystkie
dostępne zabawki do pyszczka. Nie ma już tyle czasu na pasje, choć przecież
Panna Lulu jest niewątpliwie jedną z nich.
Chętnie bym coś
powyrzucała, pozbyła się niepotrzebnych ubrań i sprzętów… ale, przecież to może
się jeszcze kiedyś przydać, a poco kupować nowe? Przecież te ciuchy można
będzie przerobić kiedyś na zabawki, albo sukienki dla lalek (ja w dzieciństwie
uwielbiałam szyć ubranka dla lalek). Z tych pudeł kartonowych będzie przecież
kiedyś piękny domek, albo samochód, albo robot, będzie można je pomalować,
powycinać, powyklejać. Słoiki przydadzą się na przeciery, na zupki i przetwory.
Zabawek jest coraz więcej (choć sami kupujemy mało – wiadomo prezenty).
I
zarasta człowiek rzeczami, nawet człowiek chcący wyznawać zasadę minimalizmu.
Jak dobrze, że jest coraz więcej tak myślących ludzi. Społeczeństwo chyba zmęczyło się "wyścigiem szczórów" i tym podobnymi sprawami, całym tym rozbuchanym zyciem... Ja też postawiłam na liberalny minimalizm - nie 100 rzeczy ale właśnie OITO :) I dobrze mi z tym... coraz lepiej... Pozbyłam się durnostójek, zbieraczy kurzu.... kupuje to, co funkcjonalne a zarazem ładne - takie 2 w jednym... no i nie lubie rzeczy np. w kuchni służących tylko do jednego :)
OdpowiedzUsuńJakbym czytała o sobie!
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie to, co piszesz. Poruszasz wazne tematy.
OdpowiedzUsuńMinimalizm to jedna strona medalu, ale rzeczywiscie, jak piszesz, nie mozna sie bezmyslnie pozbyc wszystkiego ze swego otoczenia...
Cześć MegiBu,
OdpowiedzUsuńZacytowałam w artykule na temat eko minimalizmu część twojego posta na ten temat. Chciałabym móc ci przesłać całość tekstu do autoryzacji. Proszę zatem o kontakt: beata.palac@eurostudent.pl.
Z góry dziękuję i pozdrawiam
Beata