środa, 12 września 2012

Atrakcja Barcelony

W ramach podsumowania wyjazdu postanowiłam napisać mini przewodnik po Barcelonie i nie tylko. Garść praktycznych porad na temat zwiedzania dużych miast z małym dzieckiem.


Podróż samolotem
Panna Lulu zniosła lot bez większych problemów. Wspinała się na nas, chodziła, siadała, uśmiechała się do ludzi. Dostaliśmy specjalny pas dla malucha doczepiany do pasa bezpieczeństwa rodzica. Nie zauważyłam, żeby miała jakiś dyskomfort związany ze zmianami ciśnienia. Przy pierwszym starcie dostała profilaktycznie butelkę z wodą, przy lądowaniu - spała (uśpiłam ją przy piersi, z karmieniem nie było żadnego problemu). Przewijak był na końcu samolotu, ale dowiedziałam się o tym już po przewinięciu Panny Lulu w toalecie (zostałam mistrzem przewijania dziecka na siedząco). Ważna informacja: można wziąć wózek, jest to usługa bezpłatna (teoretycznie, bo w tanich liniach płaci się za dziecko), oddaje się go obsłudze tuż przed wejściem na pokład samolotu.

Kwatery prywatne
W Barcelonie spaliśmy w prywatnym mieszkaniu. Internet dostarcza ogromną paletę możliwości, my znaleźliśmy ofertę na portalu wimdu. To zdecydowanie tańsza i fajniejsza opcja niż hotele czy pensjonaty. Oprócz sypialni mieliśmy dostęp do łazienki i kuchni, a także do żywej informacji turystycznej w postaci miłej właścicielki.

Metro
Nieocenione w poruszaniu się po dużym mieście. Dojeżdżaliśmy wszędzie, gdzie nam się spodobało, choć czasem trzeba się było przesiąść. W Barcelonie najlepiej kupić bilet na 10  jazd - wychodzi o połowę taniej niż pojedyncze bilety, mogą na niego wchodzić 2 osoby pod rząd. Niestety większość stacji pozbawionych jest wind, więc wózek musi sobie dać radę ze schodami. Pod górę na prawie wszystkich stacjach można wjechać schodami ruchomymi, choć z wózkiem raczej nielegalnie (mieliśmy to w głębokim poważaniu). Inna niedogodność - na stacjach było potwornie gorąco, a w metrze klima - Panna Lulu się trzymała, ale ja się trochę podziębiłam.


Zwiedzanie
Jest w Barcelonie dużo do zwiedzania, choć inaczej sobie to miasto wyobrażałam. Nie będę tu wymieniać atrakcji, zainteresowani znajdą je w innych przewodnikach.

Postoje
Żeby Panna Lulu miała choć trochę ruchu wzięliśmy ze sobą koc. Koc ten rozkładaliśmy w parkach i na plaży, ale raczej dla siebie, bo panienka hasała po trawie i piasku. Niestety trzeba było uważać na śmieci, których było zdecydowanie za dużo (zwłaszcza niedopałki papierosów). Parków jest sporo, ale nie wszystkie dają możliwość rozłożenia się na trawniku - trawników brak. Plaża była dla nas fajnym urozmaiceniem, w Barcelonie jest ich kilka i mimo, że są dość zatłoczone o tej porze roku i tak jest przyjemnie. W morzu też się można wykąpać, a morze jest tu ciepłe.


Atrakcje dla dzieci
Nie korzystaliśmy z placów zabaw, ale zwracałam na nie uwagę. Jest ich w Barcelonie sporo i w ciągu dnia (przynajmniej we wrześniu, kiedy już zaczyna się szkoła i przedszkole) są praktycznie puste. Atrakcje są zazwyczaj drewniane i wyglądają na ciekawe dla dzieci (jestem w tej kwestii jeszcze zupełnie niedoświadczona). Mieliśmy ochotę się wybrać do Zoo, ale bilety okazały się pioruńsko drogie. Podobnie z wesołym miasteczkiem na wzgórzu Tibidabo. Są tam atrakcje z XIX wieku, czyli czasu, kiedy powstało. Chcieliśmy to zobaczyć, ale niestety płaci się za wstęp na teren parku rozrywki, a nie na konkretne atrakcje.

Jedzenie
Przyznaję się, że poszłam na łatwiznę i karmiłam Pannę Lulu kupnymi słoiczkami. I w cale nie była to sprawa taka prosta jak się wydaje, bo słoiczki były w nielicznych sklepach. Na początku udało mi się jej kupić papki ekologiczne, ale potem były już normalne (nie pachniało to najlepiej, ale jadła). Napoje dla dzieci kupić jeszcze trudniej. Myślałam, że będzie jadła w restauracjach razem z nami, ale nie znalazłam nic, co by się dla niej nadawało. Dałam jej do spróbowania kalmary i krewetkę - pierwsze zjadła ze smakiem, drugie wypluła. W Barcelonie knajpy są otwarte w głupich godzinach do 15 albo 16 a potem dopiero od 20 - mają siestę i tyle. Na szczęście mieliśmy koło naszego mieszkania jedną normalną, otwartą cały czas. Z dań polecam oczywiście Paellę, ale też Arroz Negro - ryż z owocami morza zabarwiony czernidłem mątwy. Byłam zawiedziona jak mało w tych daniach warzyw, stragany uginały się od różnych płodów rolnych, ale w restauracjach było z tym krucho. W restauracjach nie było ani krzesełek dla dzieci, ani przewijaków.

Sklepy
Właściwie nie chodziliśmy po sklepach, tylko po tych najmniejszych, żeby zaspokoić najważniejsze potrzeby. Nie odwiedziliśmy żadnego dużego centrum handlowego i było nam z tym bardzo dobrze. W Barcelonie jest mnóstwo małych sklepików, praktycznie na każdej uliczce się jakiś znajdzie, są w nich najpotrzebniejsze rzeczy i o to chodzi. Gęsto też jest od niewielkich piwiarni z przekąskami, w których przesiadują głównie miejscowi. Widać, że mieszkańcy mają nieco inną filozofię kupowania, a władze miasta nie pozwoliły, żeby wielkie sieciówki zniszczyły drobny handel.

Reklamy
Barcelona urzekła mnie tym, że nie ma tam prawie w ogóle reklam. Czasem zdarzy się jakiś citylight, ale ani bilbordów (widziałam może ze dwa), ani popularnych w Polsce koziołków, ani innych śmieci nie ma. W metrze były monitory, na których coś tam wyświetlali, ale było to nienachalne i praktycznie nie zwracałam na to uwagi.

 
Atrakcja Barcelony
A atrakcją była Panna Lulu, przynajmniej dla mieszkańców Barcelony. Wdzięczyła się do nich w metrze, byliśmy zaczepiani na ulicy, ktoś ciągle łapał ją za nóżki, albo rączki. Ot, inna kultura, a że w Barcelonie dzieci widuje się mało, Panienka zrobiła furorę.

3 komentarze:

  1. Ehhh, marzy mi się Barcelona...jeszcze mnie tam nie było :) może w przyszłym roku...

    OdpowiedzUsuń
  2. jak przyjedziesz KIEDYS do mnie, to masz krzeselka w restauracjach, przewijaki, a w niektorych baby food a zawsze menu dzieciece gdzie mozna cos wybrac :) no i moze czasem ja tez cos ugotuje :P acha i wszedzie sa windy, tak wiec nie musisz sie telepac wozkiem po schodach. np nie chca otworzyc muzeum w abe dopoki nie zamontuje wind.

    OdpowiedzUsuń