poniedziałek, 24 września 2012

Roczny diabełek

Uroczą mamy córeczkę, słodkie subtelne dziewczę... no prawie. W każdym razie roczne! Również chude, długie, ruchliwe i wesołe. Panna Lulu wydaje się być osóbką otwartą (nie boi się nowo poznanych wujków i cioć), odważną, ciekawską, niecierpliwą (mam nadzieje, że cierpliwość przyjdzie z czasem), ciepłą i czułą (uwielbia przytulanie, jest przy tym zachwycająco słodka), czarującą (wszyscy się rozpływają, jak tylko spojrzy, uśmiechnie się i wskaże palcem), szybko traci zainteresowanie, potrzebuje ciągle nowych wrażeń.
Obchody jubileuszowe zakończone, mogę usiąść do bloga :)
Panna Lulu, jak już wspominałam, zaczęła już raczkować i doskonali się w tej umiejętności, z dnia na dzień robi to szybciej. Sprawność motoryczna niesie ze sobą niejakie niedogodności dla mamy zwłaszcza. Bardzo trudno takie wierzgające dziewczę przewinąć - żeby leżało spokojnie na plecach trzeba dać do rąk naprawdę coś fascynującego (zaczyna mi brakować przedmiotów, których Panna Lulu już nie obejrzała w ten sposób). Przemieszczenie się po całym domku to ciągłe poszukiwanie czegoś do nabrojenia. Ponieważ Panna Lulu jest na etapie wyjmowania i zrzucania po podłodze latają nie tylko klocki, ale też paczki chusteczek higienicznych, buty, chusty, książki i oczywiście ulubiony... papier toaletowy. Na szczęście nie dobrała się na razie do szuflad, ale już cała drżę.
Od czasu do czasu Pannie Lulu zdarzy się coś naśladować, dzięki temu nauczyła się robić pa-pa, klaskać i wskazywać palcem (a może to naturalny odruch królewny?). Wytykanie palucha wiąże się z koniecznością podawania Pannie Lulu wszystkiego, co na przedłużeniu tegoż się znajdzie. Wiąże się również z pierwszym świadomie powiedzianym słowem - "to". Maciek co prawda twierdzi, że "tata" też mówi świadomie, ale szczerze mówiąc śmiem w to wątpić. A gada Panna Lulu jak najęta, choć po swojemu i bez wyraźnych powiązań między dźwiękiem a jego znaczeniem (albo po prostu mama nie kuma o co chodzi).
Z nocnikiem mniejsze i większe sukcesy. Baliśmy się, że Panna Lulu się odzwyczai w Barcelonie, bo oczywiście nocnik do bagażu się nie zmieścił. Mieliśmy co prawda w planach kupić jakiś na miejscu, ale nie udało nam się nic takiego znaleźć. Na szczęście po powrocie udało się wrócić do rytmu. Ostatnio zauważyłam, że prawie za każdym razem Panna Lulu robi siusiu - znaczy nawyk się wyrabia. Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie będzie można zrezygnować z pieluch... wiem, że jeszcze trochę będę musiała poczekać.

      

2 komentarze: