środa, 20 marca 2013

Porządek musi być

Dzisiaj Panna Lulu skończyła półtora roku. Bez dzieci czas też leci, ale się tego nie zauważa. Rodzice odliczają każdy tydzień, miesiąc rok, zauważają upływ. Mam wrażenie, że z panienką dzieje się więcej niż w "poprzednim życiu" i w sumie czas przestał przeciekać przez palce, zaczął się liczyć.
Półtora roku temu była taka maleńka, taka bezbronna, taka uzależniona od tych wielkich ludzi dookoła. Teraz ucieka, zaprzecza, nie pozwala, manifestuje własne zdanie (najcześciej wyciem). Tak, tak chyba zaczyna się to małe przyklejone niegdyś do mamy dziecko stawać indywidualnością. Pępowina już dawno odpadła, czas stać się sobą. Nie powiem, żeby to było komfortowe dla rodzica. Ciągle jest coś nie tak, ciągle awantura nie do końca wiadomo o co. Nocnik już zupełnie odstawiony (podejmuję jeszcze od czasu do czasu nieśmiałe próby, ale najczęściej kończy się wygięciem w łuk i ucieczką), frustruje mnie to, bo było całkiem dobrze, widocznie tak musi być. Nie bez przyczyny niektórzy nazywają to buntem, maluch musi pokazać swoją odrębność. Ostatnio ów bunt manifestuje sie między innymi zdejmowaniem skarpetek, nie da się namówić, żeby założyła z powrotem, a podłoga wcale nie jest ciepła. Grunt, że nie kicha, może jej za ciepło, albo niewygodnie. Wychodzę z założenia, że dopóki nie robi sobie krzywdy (kredek na przykład nie pozwalam jej jeść, o co też jest awantura) może robić co jej się podoba.
Uregulowało się za to spanie. W dzień ma Panna Lulu dłuższą (2-3 godziny) drzemkę koło południa. Mama ma wtedy chwilę dla siebie - jaka rozkosz:). Wieczorem zasypia koło 20 i ostatnio przesypia ciągiem do 6. Do niedawna budziła się na mleko - upiorny rytułał zwlekania się z łóżka, gotowania wody i mieszania tego dziadostwa przy dźwiękach mających jak mniemam przyspieszyć całą procedurą, a będących głównie wyciem panienki. Najgorzej było w górach (zrobiliśmy sobie mały wypad dwa tygodnie temu) - spała niespokojnie i mocno się mam wrażenie rozregulowała.
Z jedzeniem też nie jest najgorzej, choć Panna Lulu należy do tych wybrednych. Jestem niestety niekonsekwentna i daję jej różne rzeczy między posiłkami, ale jest chudziną, więc na razie nie ma paniki. Sama też ciągle jem (w tej chwili tort "urodzinowy" panienki), więc trudno, żebym dziecku odmawiała. Uważam że konsekwencja musi obejmować całą rodzinę, nie tylko dziecko. W górach były problemy, bo nie chciało mi się gotować, a słoiczki nie spotkały się z akceptacją. Dziwne, bo w Barcelonie wcinała je, aż jej się uszy trzęsły.
Walczymy ze smokiem, Panna Lulu dostaje go już tylko do spania i o dziwo się sprawdza. W cięgu dnia nie ma już widać potrzeby, odzwyczaiła się. Wyjątkami są problemy z okiełznaniem panienki w miejscach publicznych i wypadki bolesne zakończone rzewnym płaczem.
Nauczyła się ostatnio Panna Lulu podawać rękę i przebijać piątkę. Jakoś wcześniej mi nie przyszło do głowy, żeby jej to pokazywać, a teraz załapała od razu i za każdym razem sprawia jej to dziką radość. Kręci też głową pokazując tak i nie, choć częściej oczywiście nie.
Mówi kiepsko, po swojemu, ale... fanfary... zaczeła mówić "mama". Balsam na moje serce. Nawet kojarzy, że mama to ja, pokazuje palcem. Innych członków rodziny też pokazuje, ale już gorzez z nazewnictwem. Wygląda na to, że zapomniała, jak mówi się "tata" - Maciek cierpi.
Jest Panna Lulu również panną zodiakalną, a u panien zodiakalnych porządek musi być. Panna porządkuje więc przestrzeń dokoła sibie, nie pozwala przestawiać pewnych rzeczy, czasem odnosi na miejsce, pomaga w porządkach. Ulubionym rytuałem jest mycie podłogi w kuchni przed wieczorną kąpielą. Panienka moczy łapki w pianie i leci pojeździć nimi po podłodze przy piekarniku. Jest oczywiście wtedy bosa, a kafelki w kuchni zimne jak piorun, więc ją wyganiam. Bardzo istotne jest, żeby we właściwym porządku stały pojemniki na pieluchy. Jeżeli były właśnie myte i są w łazience, trzeba je koniecznie przenieść na miejsce i oczywiście muszą stać jedno na drugim. Ostatnio Panna Lulu nie pozwoliła ruszyć dywanu, na którym się bawi, była karczemna awantura... a tata chciał go tylko wytrzepać.

   
Tak pod koniec zimy postanowiłyśmy ulepić bałwana, chociaż właściwie może to Marzanna:)

1 komentarz:

  1. no czas leci! jak pieknie spi moja ol roczku a spi 2razy po 30minut!!!!!!
    balwanek boskii
    my jeszcze przed nocnikiem czy rzucaniem smoka ;)
    Bardzo mi sie tu u Ciebie podoba :) zapraszam i do nas moze Cie cos zainteresuje pozdrawiam http://dzieciozmaganiamatki.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń