Nie mogłam być nowoczesną mamą i nadać komunikatu z mojego smartfona, bo w szpitalu nie było wifi (skandal!) a grube ściany kompletnie tłumiły zasięg netu telefonicznego. Więc bez netu spędziliśmy sobie dwa dni w prywatnej klinice, gdzie wszystko świeże i pachnące, przyssani do siebie właściwie bez przerwy (to znaczy bardziej syn do mnie, ja do niego głównie wzrokowo). A teraz już w domu, w komplecie.
Jak się ogarnę to się może wreszcie rozpiszę, bo się ostatnio opuściłam.
gratulacje!!!!
OdpowiedzUsuńJednak wybrałaś prywatną klinikę. Jak podeszłaś do 2 porodu, czy był strach, czy poszło szybciej?
Gratuluję!! Kurcze, a ja na kursie douli uczylam sie, ze fajnie urodzone dzieci nie odczuwaja potrzeby krzyczenia i ze to dobry znak ;)
OdpowiedzUsuń