poniedziałek, 20 stycznia 2014

Frustracje

Ostatnio fundujemy Pannie Lulu sporo frustracji. Nie dość, że kształtuje się jej indywidualność co objawia się koszmarnym buntem dwulatki, to jeszcze rodzice postanowili zrobić sobie drugiego dzidziusia, a na domiar złego przeprowadzić się do "duziego domu". Wszystko to spadło na maleńką główkę Panny Lulu... i jak ona sobie może z tym poradzić? A frustracja córki rodzi również czasem frustracje u matki i robi się nieprzyjemnie.
Panienka radzi sobie jednak dzielnie. Brata jako tako zaakceptowała, wczoraj nawet podczas zasypiania zażyczyła sobie, żeby go przynieść, bo jak to tak zasypiać bez Stacha? Czasem jednak ją denerwuje, zwłaszcza, jak jest na rękach u mamy. Każe go odłożyć, albo zaczyna wyczyniać niesamowite rzeczy, żeby zwrócić na siebie uwagę. Najczęściej rozbiera się do naga, biega i krzyczy że jest "Jusią gołą". Postanowiłam nie reagować, bo wszelkie interwencje kończyły się awanturami. Trochę się martwię, że się przeziębi, na razie jest zdrowa. Po pół godziny mówię że jest chłodno i że może coś jednak założy, na co się najczęściej godzi. Raz dostałam szału, bo nie dość że latała goła, próbowała robić siusiu na kanapę, a na koniec wsadziła nogi do doniczki, a potem do buzi. Nakrzyczałam na cały świat (nie na panienkę, tylko ogólnie), nie dałam rady zachować zimnej krwi. Biję się w pierś i obiecuję poprawę!
Z tym siusianiem też był na początku  jakiś problem. Najpierw jak pojawił się Stach to kilka razy zlała się w majtki w różnych dziwnych miejscach, teraz po przeprowadzce też miała parę awarii. Mam nadzieję, że jak się przyzwyczai do nowej sytuacji wszystko wróci do normy.
"Duzi dom" nie jest na szczęście jedynie źródłem frustracji. Przede wszystkim dysponuje sporą przestrzenią, która panience służy do biegania i "bikania" (co znaczy "bikać" domyślaliśmy się kilka dni, w końcu dotarło do nas oglądając "Kubusia Puchatka", że chodzi o tygryskowe brykanie). Wyścigi dookoła kominka są na porządku dziennym. Trochę to przeszkadza w usypianiu panienki, nie może się wyciszyć, co chwila wyskakuje z sypialni i robi rundkę, ale jest już coraz lepiej (zamykanie drzwi powoduje tylko niepotrzebną awanturę, lepiej pogasić światła).


Z innych nowości: Panna Lulu całkiem nieźle opanowała kolory. Przez pewien czas zachodziliśmy w głowę co znaczy "tani" i o co jej chodzi. W końcu doszliśmy, że jest to czarny. Ostatnio zażyła Maćka stwierdzeniem, że coś jest koloru "śliwkowego" - wiadomo, kobiety dużo lepiej znają się na kolorach niż faceci. Teraz zaczynamy naukę liczb, panienka liczy sobie pod nosem: "penć, szesc", inne cyfry na razie nie istnieją.
Zaczęła rzucać teksty, które rzucają na kolana. Babcia prawie nie spadła z tego na czym siedziała, kiedy panienka przyszła do niej z plastikowym jajeczkiem wielkanocnym. Zawieszka nie trzymała się zbyt dobrze, na co Panna Lulu stwierdziła: "obluzowało się, trzeba przykręcić śrubę". Kiedy Maciek pokazał jej nowe amortyzatory do pralki, była bardzo zawiedziona, że  "nie ma śruby". Wiedza techniczna na poziomie politechniki:)
A dzisiaj rano zajrzałam w panienkową paszczę, patrzę, liczę i oczom nie wierzę... dwie piątki całkiem wyrośnięte... na dole. Na górze jeszcze nie ma. Co ze mnie za matka, że nie wiem nawet, że dziecku zęby rosną? Sfrustrowana jestem.

1 komentarz:

  1. My również znamy pewną parkę rodzenstwa z mniej więcej taką samą różnicą wieku ale parka ta jest o jakieś 3 latka starsza od Lulu i Stacha. Dlatego czytając ten post bardzo się uśmialiśmy przy okazji wspominając warjacje Marcysi i Gucia :)

    OdpowiedzUsuń