niedziela, 20 lipca 2014

Zwierciadło

W dziecku można się przejrzeć jak w zwierciadle... krzywym. Z czasem pewnie to stwierdzenie robi się nieco głębsze psychologicznie, na razie przeglądam się w panience, która wszystko powtarza i małpuje.
Panna Lulu ma śmieszną manierę zadawania pytań, intonuje na ostatnią sylabę z naciskiem i piskiem. Ponadto nadużywa pytania: "znowu?". Zastanawiałam się długo skąd jej się to wzięło, aż zrozumiałam, że przecież ja własnie w ten sposób zadaję pytania (bez piszczenia na szczęście) i ja słowa "znowu" nadużywam. I to zdecydowanie ja byłam pierwsza i nie ja od Panny Lulu, ale Panna Lulu ode mnie się tego nauczyła. To już któraś z manier i słów, które odkrywam w sobie dzięki niej. Bo przecież często sobie zwyczajnie nie uświadamiamy takich nawyków.
Panna Lulu powtarza również inne rzeczy, coraz częściej próbuje coś zaśpiewać (z muzyką cały czas są problemy), nauczyła się z tatą na dwa głosy recytować "Stokrotkę", czasem spontanicznie powtórzy coś, co dwa tygodnie wcześniej śpiewała jej babcia.
Małpuje również inne rzeczy i zachowania. Najgorsze, że często naśladuje Stacha i wsadza sobie do paszczy przeróżne świństwa. Na szczęście nie siusia już w majtki, nawet w nocy śpi bez pieluchy, były co prawda awarie, ale nie od razu Rzym zbudowano.
Z wielkich nowin: Panna Lulu dostała się do przedszkola... miejskiego. Musiałam sobie kilka razy przewartościować wszystkie kwestie z tym związane. Najpierw zakładałam, ze pójdzie do prywatnego, bo przecież do miejskiego się nie dostanie... ale trzeba przecież spróbować. Poszłyśmy więc na drzwi otwarte, poczytałam o programie zdrowego żywienia realizowanym tamże i... mi się spodobało. Wzięłam więc udział w naborze elektronicznym, ale też nakłoniona przez przyjaciółkę napisałam podanie. Oczywiście system Panny Lulu nie zakwalifikował z powodu zbyt małej liczby punktów. Zaczęłam więc dzwonić po przedszkolach prywatnych i wytłumaczyłam sobie, że przecież prywatne lepsze, że mniejsze grupy, mniej zarazków, większa kontrola... aż tu dzwoni pani dyrektor, że jednak panienkę przyjmują. Podania potrafią widać zdziałać cuda:)

poniedziałek, 14 lipca 2014

Pan samochodzik

Stach jeszcze samo - chodzik nie jest, choć już blisko, ale samochodziki to jego najnowsze odkrycie.
Nie wierzę, że dzieci instynktownie wiedzą, że dziewczynki to powinny się bawić lalkami, a chłopcy samochodami. To raczej dorośli kształtują takie wybory, no bo jak się kupuje określone zabawki dla określonej płci i podtyka... Panna Lulu też się przecież samochodami bawiła i to przecież jej sprzęt jest teraz obiektem fascynacji brata. Zresztą to podobno dziedziczne, tatuś też jeździł po podłodze robiąc "brrrrrum", a uwielbienie do motoryzacji zostało mu do dzisiaj.
A z tym chodzeniem, to już niedługo, bo Stach już sam staje... i stoi... kilka sekund. Nawet odważył się na pojedyncze kroki, ale jeszcze o chodzeniu mowy być nie może. Za to na czworakach zasuwa z turbo doładowaniem zwłaszcza jak nieopatrznie zostawię otwartą łazienkę - uwielbia się dorwać do kratki ściekowej, albo pociućkać butelki od szamponów.
A poza tym uroczy jak zawsze:)