sobota, 21 marca 2015

Doniesienia z frontu

Panienka nie odpuszcza, ostatnio na tapecie: niemycie zębów i w ogóle niemycie siebie jako całości. Z zębami zaczęły się problemy, jak zabrakło pasty. Kupiłam jej ekologiczną dawno dawno temu, a potem nigdzie nie można było jej kupić, ale wreszcie kupiłam, więc było dobrze. Ostatnio znowu zniknęła i Panna Lulu myła niby bez pasty (inne dostępne na rynku pasty są bleee), ale już mniej chętnie. Jak się pojawiła, byłam w siódmym niebie, ale okazało się, że zmienili coś w składzie i panienka to wyczuła i też jest bleee.
Z myciem z kolei problem się zaczął, jak była przeziębiona i w związku z tym nie kąpała się codziennie, widocznie jej się spodobało. Czy to znowu testowanie granic? Szału można dostać.
Przeziębienie to oczywiście katar, a katar to niechęć do wszelkich form dmuchania i wycierania nosa. Tylko grzebanie paluchem wchodzi w grę. Nie chcę na siłę, więc biega z czerwonym ogluconym nochalem...
W przedszkolu Panna Lulu rozwija się plastycznie, teraz zapamiętale koloruje, wymyśla motywy i muszę szukać po internecie malowanek do druku. Wychodzi jej coraz lepiej, fajnie dobiera kolory, lubi to, wycisza się przy tym, bajer.
W ogóle Panna Lulu kiedy nie jęczy jest strasznie fajna i pomysłowa i słodka i och i ach... tylko żeby tak ciągle nie jęczała, nie płakała, nie wpadała w histerię z byle powodu. Przejdzie jej? proszę, proszę...
Włosy trochę podrosły, wzmocniły się, więc zaczynamy czesać w dwie kitki, albo jedną.


poniedziałek, 16 marca 2015

Półtora

Syn właśnie skończył półtora roku i z jednej strony nie wiem kiedy i "przecież niedawno był taki malutki", ale z drugiej bardziej go traktuję jako dziecko na poziomie panny Lulu. Panienka w każdym razie nigdy od nas nie usłyszała, że ma mu w czymś ustąpić, bo jest mniejszy. Nie, nie faworyzujemy jej :) W domu panuje zasada: kto pierwszy, ten lepszy.
Jest ten nasz Stach jakiś taki doroślejszy, nie cackamy się za bardzo (nie ma na to czasu czasu), a on łapie w lot o co chodzi. Gadać nie gada zbyt dużo, ale wiadomo o co mu chodzi, tak jakoś intuicyjnie. Buduje z klocków, włazi na wszystkie krzesła, stołki, stoły i blaty i w ogóle jest bardzo sprawny. Wie czego chce i na szczęście nie są to rzeczy wydumane (jak u panienki), więc realizacja potrzeb zachodzi bez większych spięć. Czasem położy się co prawda na podłodze z rykiem, ale nie tak w końcu często.
Oczywiście również jest niejadkiem, jak panna Lulu, ma swoje smaki i poza tym nic. Najgorsze, że zupełnie te smaki nie współgrają ze smakami panienki, więc gotować trzeba osobno. Ale na przykład lubi brokuły, po kim?
Mam wielką potrzebę odstawienia syna od piersi, ale idzie mi jak krew z nosa. Od jakiegoś czasu nie karmię już w dzień, ale wieczór i noc bez cyca nie mają szans. Mlekiem krowim pluje. Najgorsze, że budzi się w nocy (nie pamiętam już przespanej całej nocy), przysysa się i ssie... i ssie... i ssie... a mnie szlag trafia, bo z jednej strony chcę spać, a z drugiej "ileż można tak ssać?" i po pewnym czasie zaczyna boleć. Nie chcę, żeby za bardzo to przeżył, więc realizuję odstawianie metodą małych kroków, ale muszę się sprężyć, bo mam kilka pomysłów, których z synem przy piersi zrealizować się nie da.