niedziela, 17 maja 2015

Odstawianie

Odstawiam, ostro odstawiam... a właściwie łagodnie odstawiam, ale odstawiam, klamka zapadła. Synowi się to nie podoba, raz się bardziej buntuje raz mniej, mam nadzieję, że nie cierpi. Już go nie karmię na dobranoc, przytulam, bujam, daję niekapek z wodą (mlekiem pluje) i zasypia. I nawet śpi nieźle i do rana i dopiero nad ranem jeszcze ssie matczyną pierś, choć pierś już mocno wysuszona.
I czasem się domaga i zagląda mi za dekolt i krzyczy i jest niezadowolony, ale wtedy tłumaczę i przytulam i liczę, że kiedyś zrozumie.
Z Panną Lulu było łatwiej, sama zrezygnowała, wybrała niekapek z mlekiem i było po sprawie. Ale panienka była smokowa i karmiona z nakładkami (idiotyczny był to pomysł, ale cóż).
I choć trochę mi żal, to przecież bliskość mamy przytuleniową i bardzo często i zażyłość wielką, więc jakoś to przetrwamy.
Z mlek Stachowi zostaje więc ulubione ostatnio mleko w proszku w formie proszku (nawet niewielka ilość wody nie wchodzi w grę), innego nabiału nie przyjmuje, nawet ulubiona zupa zabielona nie nadaje się do jedzenia (nie, nie jest uczulony, po prostu nie lubi).
A tak poza tym, to mamy dwa nowe słowa: "lyba" i "blaba" (czyli ryba i żaba), reszta słów obraca się wokoło: koko, kako, kaka, jodłuje również pierwszorzędnie i wydaje kapitalny dźwięk imitujący motor, którego zupełnie nie potrafię powtórzyć nie plując się (Stach pozostaje suchy).


A z doniesień wiosennych: Stach żadnemu kwiatkowi nie popuści, drżyjcie babcine grządki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz