środa, 17 czerwca 2015

Uwolnić matkę

Syn odstawiony... fizycznie... ale nie mentalnie. Przez tydzień było spokojnie, byliśmy nad morzem, Stach nawet piachu nie brał do buzi... ogólnie miło. Trochę go wietrzysko wkurzało i się wtulał w matkę, ale to był dopiero przedsmak. Spał z Maćkiem i tylko nad ranem wołał najpierw "kuku" (znaczy: sok poproszę), a potem "mama" i przychodzili do sypialni dam (bo ja z kolei spałam z Panną Lulu).
Po powrocie miał Stach jakiś kryzys, dostał temperaturę i od tego się zaczęło. Teraz nie odstępuje mnie o krok i nie wystarczy obecność, musi być bliskość i to totalna. Zachodzi mi drogę i żąda by go wziąć na ręce, wtula się w dekolt i nie daje się oderwać. Jak nie dostaje tego co chce to zaczyna się awanturować.
No właśnie, na marginesie dodam, że zaczął mu się bunt dwulatka chyba, bo jak mu coś nie odpowiada to się kładzie na podłożu (cokolwiek to jest: podłoga, trawa, ziemia, kostka betonowa w leśnym barze) i tupie nogami wyjąc. Wściekać to on się umie, czeka nas powtórka z rozrywki.
Oczywiście pozwalam mu się wtulać i sama też tulę, bo rozumiem, że potrzebuje. Nawet w toalecie biorę go na kolana... no trudno.
Ale najgorsze w tym nie jest to ciągłe wiszenie na matce i ograniczanie jej swobody ruchu, ale to, że jak matka zniknie, to problem też znika i syn jest super ekstra pogodny i zadowolony... i zrozumieć tu faceta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz