piątek, 20 stycznia 2012

Panta rhei


Panna Lulu skończyła 4 miesiące. Od porodu niesamowicie się zmieniła, z małej żmijki w pulchną kluseczkę. Na początku przelewała się przez ręce, teraz można ją już trzymać pod pachy i wyczyniać różne piruety. Podwoiła już masę urodzeniową i zaczyna wyrastać powoli z ubranek (a jeszcze tak niedawno w nich tonęła).
Zdaję się, że będzie z Panny Lulu kobieta charakterna. Nasza córka dobrze wie czego chce, a na co nie ma najmniejszej ochoty i używa silnych argumentów. Awantury trwają dopóty, dopóki rodzice nie zorientują się o co chodzi i nie zaspokoją potrzeby. A horoskopy twierdziły, że będzie z niej konformistka – jacyś niedouczeni ci astrologowie.
Ponieważ Panna Lulu przepada za kąpielami, postanowiliśmy zabrać ją na basen. Jak zawsze za pierwszym razem była zdziwiona, ale chyba jej się podobało. Pod koniec nawet się zaśmiała, ale też dała do zrozumienia, że męczące to było przeżycie – po wysuszeniu i ubraniu od razu zasnęła mi na rękach. Rodzice też na sportowo. Ja wreszcie poszłam na jogę (preferuję hatha joga). Kombinowałam, kombinowałam, chciałam chodzić z Panną Lulu, ale niewiadomo kiedy grupa ruszy (w Łodzi jest tylko 1 taka opcja) i w końcu poszłam sama. Maciek z kolei znalazł sobie bardziej zaawansowaną grupę (również joga, tylko że astanga) i odkrył mięśnie o których nie miał pojęcia:)
Jeżeli chodzi o kwestie rozwojowe to Panna Lulu łapie już pewnie zabawki, które od razu pakuje do buzi. Lubi leżeć na brzuszku, ale jeszcze się nie odwraca. Staram się ją do tego namówić turlając. Jest bardzo zadowolona, ale sama turlać się nie chce. Od czasu do czasu gada jak najęta, ale najczęściej jest oszczędna w „słowach”. A zęby idą i wyjść nie mogą… czekamy.
Nasze ekorodzicielstwo ma się dobrze. Pieluszki wielorazowe w stałym użyciu, coraz sprawniej idzie nam obsługa Panny Lulu. Zrezygnowałam już z prasowania, na czym cierpi Maciek, bo znajduje w szafie pogniecione koszule. Stwierdziłam, że nie ma potrzeby, bo wystarczy dobrze rozłożyć przy suszeniu i jest ok. W chuście nosimy głównie podczas spacerów, choć odkąd spadł śnieg w użyciu są też sanki. Panna Lulu ląduje w ciepłym śpiworku i jest wożona. Chyba to lubi, może obserwować świat i po jakimś czasie zasypia – znak, że czuje się bezpiecznie. Chustę używamy też w domu i podczas wizyt towarzyskich, żeby Panna Lulu czuła się komfortowo przy mamie lub tacie.
Wszystkich zazdrosnych o przesypianie przez Pannę Lulu nocy (jak i tych niezazdrosnych również) informuję, że już nie jest tak różowo. Do niedawna spała do 6 – 7, teraz budzi się między 4 a 5. Ale „always look at the bright side of life” dzięki temu do porannej pobudki (6.30) śpimy sobie przytulone (nie odkładam jej już do łóżeczka).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz