poniedziałek, 20 lutego 2012

Piątka


I kolejny miesiąc za nami, kończy go Panna Lulu osiągając wagę 6 kg i długość 64 cm. Panna Lulu jest coraz bardziej aktywna (czytaj: mama ma coraz mniej czasu na pisanie bloga i inne przyjemności) próbuję jej więc dostarczać rozrywek. Najlepiej kiedy w około jest sporo ludzi – i Panna Lulu ma wtedy uciechę  i ja nie dostaję szału podtykając dziecku pięćdziesiąty raz tą samą zabawkę. Moja córka nie jest z tych, które same zajmują się sobą leżąc cichutko w kąciku, dziewczyna lubi mocniejsze wrażenia.
Mamy na razie z głowy szczepienia, kilka dni temu było trzecie kłucie i teraz na kilka miesięcy spokój. Zdecydowałam się na szczepionkę skojarzoną sześcioskładnikową, bo i Panny Lulu męczyć nie chciałam i siebie. Tym razem zniosła to wszystko trochę gorzej. Nie mam tu na myśli kłucia, o nie, Panna Lulu jest bardzo dzielna, wyje tylko przez krótką chwilę, szybko zapomina o bólu. Za to po powrocie do domu maleństwo spało prawie 2 dni bez przerwy – na początku było fajnie, ale po jakimś czasie zaczęłam się martwić. Miała też podwyższoną temperaturę i dostała katar. Inne rzeczy już minęły, ale katar uparcie trwa, a Panna Lulu aspiratora nie lubi… oj, bardzo nie lubi.
Zaczęłam niedawno rozszerzać jej dietę. Z papkami chcę poczekać aż skończy 6 miesięcy (czyli dokładnie za miesiąc:), na razie wprowadziłam kaszkę mannę. To najnowsze zalecenie dietetyków, podobno kaszka z glutenem wprowadzona w 5-6 miesiącu redukuje niebezpieczeństwo wystąpienia u dziecka celiakii i cukrzycy typu I. A poza tym potrzebowałam czegoś, co dziadkowi mogliby Pannie Lulu podawać pod moją nieobecność z tytułu wykonywanej pracy zawodowej. Panna Lulu zdecydowanie odmawia jedzenia z butelki, liczy się tylko cyc… no i od niedawna łyżeczka. Co prawda spore ilości kaszki lądują na śliniaku, ale zdaję się, że dziecko polubiło tę odmianę, bo na widok nowego sprzętu do karmienia rozdziawia pyszczek.
Łapki Panna Lulu zaczęła wyciągać w stronę różnych przedmiotów, co skutkuje wiecznie brudnym lustrem (fajna powierzchnia – taka gładka i chłodna:). Potrafi sobie też jakąś zabawkę wziąć po prostu do rączki, gdy jest w jej zasięgu. To bardzo praktyczna umiejętność, nie trzeba czekać, aż rodzice podadzą. Udało się też Pannie Lulu obrócić z pleców na brzuszek, ale tylko raz. Nie było to widocznie takie przyjemne, bo dziecko się przestraszyło i rozpłakało. Mam nadzieję, że ta próba jej nie zniechęci.
To tak w skrócie, bo zaraz się znowu panienka obudzi i trzeba będzie wymachiwać grzechotkami, brzęczykami, nastawiać pozytywki i wymyślać inne rozrywki:)
Pochwalę się jeszcze tylko, że udało mi się wreszcie dopiąć pasek na dziurkę sprzed ciąży – jest nieźle!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz