I kolejny
miesiąc za nami, kończy go Panna Lulu osiągając wagę 6 kg i długość 64 cm.
Panna Lulu jest coraz bardziej aktywna (czytaj: mama ma coraz mniej czasu na
pisanie bloga i inne przyjemności) próbuję jej więc dostarczać rozrywek. Najlepiej
kiedy w około jest sporo ludzi – i Panna Lulu ma wtedy uciechę i ja nie dostaję szału podtykając dziecku
pięćdziesiąty raz tą samą zabawkę. Moja córka nie jest z tych, które same
zajmują się sobą leżąc cichutko w kąciku, dziewczyna lubi mocniejsze wrażenia.
Mamy na razie z
głowy szczepienia, kilka dni temu było trzecie kłucie i teraz na kilka miesięcy
spokój. Zdecydowałam się na szczepionkę skojarzoną sześcioskładnikową, bo i
Panny Lulu męczyć nie chciałam i siebie. Tym razem zniosła to wszystko trochę
gorzej. Nie mam tu na myśli kłucia, o nie, Panna Lulu jest bardzo dzielna, wyje
tylko przez krótką chwilę, szybko zapomina o bólu. Za to po powrocie do domu
maleństwo spało prawie 2 dni bez przerwy – na początku było fajnie, ale po
jakimś czasie zaczęłam się martwić. Miała też podwyższoną temperaturę i dostała
katar. Inne rzeczy już minęły, ale katar uparcie trwa, a Panna Lulu aspiratora
nie lubi… oj, bardzo nie lubi.
Zaczęłam
niedawno rozszerzać jej dietę. Z papkami chcę poczekać aż skończy 6 miesięcy
(czyli dokładnie za miesiąc:), na razie wprowadziłam kaszkę mannę. To najnowsze
zalecenie dietetyków, podobno kaszka z glutenem wprowadzona w 5-6 miesiącu
redukuje niebezpieczeństwo wystąpienia u dziecka celiakii i cukrzycy typu I. A
poza tym potrzebowałam czegoś, co dziadkowi mogliby Pannie Lulu podawać pod
moją nieobecność z tytułu wykonywanej pracy zawodowej. Panna Lulu zdecydowanie
odmawia jedzenia z butelki, liczy się tylko cyc… no i od niedawna łyżeczka. Co
prawda spore ilości kaszki lądują na śliniaku, ale zdaję się, że dziecko
polubiło tę odmianę, bo na widok nowego sprzętu do karmienia rozdziawia pyszczek.
Łapki Panna
Lulu zaczęła wyciągać w stronę różnych przedmiotów, co skutkuje wiecznie
brudnym lustrem (fajna powierzchnia – taka gładka i chłodna:). Potrafi sobie
też jakąś zabawkę wziąć po prostu do rączki, gdy jest w jej zasięgu. To bardzo
praktyczna umiejętność, nie trzeba czekać, aż rodzice podadzą. Udało się też
Pannie Lulu obrócić z pleców na brzuszek, ale tylko raz. Nie było to widocznie
takie przyjemne, bo dziecko się przestraszyło i rozpłakało. Mam nadzieję, że ta
próba jej nie zniechęci.
To tak w
skrócie, bo zaraz się znowu panienka obudzi i trzeba będzie wymachiwać
grzechotkami, brzęczykami, nastawiać pozytywki i wymyślać inne rozrywki:)
Pochwalę się
jeszcze tylko, że udało mi się wreszcie dopiąć pasek na dziurkę sprzed ciąży –
jest nieźle!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz