Karmię Pannę
Lulu piersią, ale tego nie lubię. Karmię, bo wierzę, że to dla niej najlepsze,
że dzięki temu jest i będzie zdrowsza i bardziej szczęśliwa. Nie lubię tego, bo
mnie to boli. Raz bardziej, raz mniej, ale nie jest to miłe. Są dziewczyny, dla
których karmienie piersią to przyjemność, dla mnie niestety nie.
Na początku nie
miałam pokarmu, ale byłam przekonana, że piersią karmić będę i przystawiałam
Pannę Lulu co jakiś czas. Trzeciego dnia mleko popłynęło, ale przy okazji
popękały brodawki. Na szczęście nie na długo, wygoiły się i jest ok. Ale
bolało, było nieprzyjemnie… trudno, dziecko jest ważniejsze.
W szpitalu
dałam się namówić na nakładki, położne stwierdziły, że mam za małe brodawki i
dziecko ma z tym problem. Żałuję, bo pewnie by sobie Panna Lulu poradziła,
ssakiem jest bowiem dużej klasy. Przyzwyczaiłam się do tych nakładek i moja
córeczka też. Próbowałam z nich zrezygnować, ale bolało bardziej i tak już
zostało, niestety. Trzeba je ciągle myć, wyparzać i pamiętać, żeby zabierać gdy
gdzieś wychodzimy. Raz zapomnieliśmy nakładek i była dzika awantura, oczywiście
o jedzeniu bezpośrednio z piersi nie było mowy. Jest jednak pewna korzyść –
chronią przed małym gryzoniem. Panna Lulu ostatnio próbowała gryźć, mimo
nakładki zabolało, ale pewnie bez byłoby gorzej. Na szczęście zadziałała rada
ze szkoły rodzenia: jak ugryzie odstawić od piersi, powiedzieć kategorycznie „nie”
i przystawić z powrotem. Po kilku próbach zrezygnowała.
Nic mojej
domowej mleczarni zarzucić nie mogę. Produkcja niezaburzona, Panna Lulu głodna
nie bywa, zawsze w gotowości. Nawałów też jakiś szczególnych nie zaliczyłam.
Czasem nad ranem, ale Panna Lulu szybko załatwia problem. Nie ciekną, wkładki
laktacyjne muszę używać praktycznie wyłącznie nad ranem, w ciągu dnia jest luz.
Mimo wszystko nie lubię.
Przerażają mnie
alergie Panny Lulu. Mogę modyfikować swoją dietę na różne sposoby – luz, dam
radę, ale jeżeli ona jest uczulona na białka mleka krowiego i jednocześnie na
soję to ja jej od piersi nie odstawię do drugiego roku życia (planowałam rok). Można oczywiście
dawać mieszanki dla alergików, ale żeby dostać receptę na takowe, trzeba
udowodnić uczulenie, czyli zrobić badanie krwi. Jakoś nie mogę się przekonać,
żeby narażać maleństwo na traumę. Zwłaszcza, jak wysłuchałam opowieść mojej
przyjaciółki, która niedawno to przechodziła. Mam nadzieje, że albo to nie to
ją uczula (próby prowokacyjne będę robić, kiedy dojdziemy z jej suchą skórą do
ładu) albo jej to minie.
Z czułością myślę o smoczku, choć ostatnio na niego narzekałam. Jak sobie uświadomię, że gdyby nie on Panna Lulu chciałaby ssać pierś godzinami, oddaję mu honor. Na szczęście po 5-10 minutach przy piersi Panna Lulu jest najedzona, a smoczek zaspokaja potrzebę ssania i uspokajania. Zdarza mi się czasem odstawić ją trochę szybciej niż by tego chciała... bo mnie boli.
Z czułością myślę o smoczku, choć ostatnio na niego narzekałam. Jak sobie uświadomię, że gdyby nie on Panna Lulu chciałaby ssać pierś godzinami, oddaję mu honor. Na szczęście po 5-10 minutach przy piersi Panna Lulu jest najedzona, a smoczek zaspokaja potrzebę ssania i uspokajania. Zdarza mi się czasem odstawić ją trochę szybciej niż by tego chciała... bo mnie boli.
Nie lubię, ale
jednocześnie serce mi pęka, jak widzę Pannę Lulu z butelką. To jakiś
niesamowity mechanizm. Karmiliśmy ją butelką może 3 razy (po powrocie ze
szpitala, bo tam była na butli) i za każdym chciało mi się płakać. Próbowaliśmy
sprawdzić, czy się najada, bo dość dużo płakała na początku, ale w sumie nie
doszliśmy do niczego sensownego i butelka wylądowała głęboko w szufladzie.
No cóż, egoizm
już dawno schował się w ciemnym kąciku świadomości… Panna Lulu rządzi.
Witam! Ja tez nie lubie karmic piersia ale robie to, bo wiem ze tak najzdrowiej. Nakladki tez czasami zakladam bo wydaje mi sie ze Mala lepiej ssa. Mam plaskie sutki i czasami ciezko jest jej sie przyssac. Czasami zastanawiam sie czy moj pokarm zeczywiscie jest dla niej "najlepszy". Mala bardzo powoli przybiera na wadze i jest chudzitka jak na bobaska 2.5 miesiecznego. Pozatym pije tylko 5 minut wiec mam watpliwosci czy wogole sie najada. Mozliwe ze po mleku modyfikowanym lepiej by rosla -- takie pytania czesto mnie drecza. Ale pozatym to jest bardzo zadowolonym dzieckiem. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńW przypadku Panny Lulu wyszłam z założenia, że ona wie lepiej ile chce jeść i kiedy.Rośnie też raczej dobrze (rzadko bywamy u pediatry, a w domu wagi nie posiadam), więc nigdy nie miałam takich dylematów. Po mieszance na pewno rosłaby lepiej, ale czy to na pewno konieczne? Dzieci po mieszance to małe pulpeciki (piszę to z cała sympatią do nich), a Panna Lulu jest małą chudą długą żmijką:)
UsuńMam nadzieję, że Twój maluszek będzie silny i zdrowy. Nawet jeżeli zdecydujesz się na wprowadzenie mieszanki nie rezygnuj z karmienia piersią, bo to najlepsze dla dziecka. Są specjalne butelki, z których ssanie jest podobne do ssania z piersi i dzieci nie rezygnują z tej drugiej. Powodzenia:)
W laboratorium pediatrycznym Matki Polki jest wybitna pielęgniarka - Krasnal badany był często z racji przedłużonej żółtaczki i zdarzało mu się nawet nie obudzić. Ostatnio jako skory do wrzasków trzylatek też przyjął badanie z godnością i nawet nie pisnął. Uważam, że powinni tę kobietę oprawić w ramki.
OdpowiedzUsuńhehehe ja jak byłam małym ssakiem odgryzłam mamie brodawkę całkowicie... uwierzysz? Bidulka ta mamcia!
OdpowiedzUsuńoj bidulka! na szczęście Panna Lulu przestała gryźć po kilkukrotnym upomnieniu, więc mam nadzieję, że tan czarny scenariusz mi nie grozi:)
Usuńwspółczuję szczerze. jeśli jesteś zdeterminowana ( a widać, że jesteś) poszukaj pomocy. ból pewnie wynika ze złego przystawienia. karmienie piersią może być wspaniałe i wierz mi, nie powinno wcale boleć! i na pewno zdrowotnie jest super, do tego tanie. poza tym to najbardziej ekologiczne jedzenie świata, tak myślę :)
OdpowiedzUsuń