Od mniej więcej dwóch miesięcy wszystkie przejawy marudzenia
Panny Lulu zrzucaliśmy na ząbkowanie. Okazywało się, że to wcale nie to, że
Panna Lulu nie chce spać, albo wręcz przeciwnie – bardzo chce (problem polegał
na tym, że w obu przypadkach zachowywała się podobnie). Już dawno kupiłam żel
łagodzący na dziąsła i kilka razy smarowałam dziwiąc się, że nic nie pomaga.
Będąc u pediatry kazałam lekarce zaglądać do maluszkowego pyszczka i nic.
Więc zrezygnowaliśmy ze zrzucania wszystkiego na te wstrętne
zębiska. Od czasu do czasu macałam tylko dziąsła Panny Lulu, coś tam twardego
niby było… ale to przecież jeszcze długo…
A tu nagle, ni z gruszki ni z pietruszki – macam i… ząb.
Przebił się niewiadomo kiedy, bez szczególnych perypetii.
Z drugim, co to się
przebił dwa dni później było już gorzej. To znaczy nie wiadomo czy z nim, bo
Panna Lulu po prostu obudziła się w nocy rozbawiona i wcale nie chciała dalej
spać. My chcieliśmy, więc próbowaliśmy ją usypiać… i była awantura.
No i mamy dwa zęby – dolne jedynki. Wszystko przez to
rześkie górskie powietrze:) Czekamy na następne, bez niecierpliwości. Chociaż zdaję się, że idzie górna lewa jedynka... tak, tak to na pewno to, bo Panna Lulu jakaś taka marudna ostatnio:)
Gratulacje :).
OdpowiedzUsuńGratuluję ząbków, współczuję perypetii
OdpowiedzUsuńGratulacje :) I powodzenia przy kolejnych :)))
OdpowiedzUsuńZeby to dla nas trauma byla :(
OdpowiedzUsuń